niedziela, 24 stycznia 2016

Porachunki ze śmierciożercą

Witam Was z 11 rozdziałem. Może nie wnosi za dużo do fabuły, ale napisałam go całkowicie spontanicznie pod wpływem weny i skupiłam się przede wszystkim na relacji Dracona i Rose. W każdym razie mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Chciałam także podziękować za komentarze sprzed 2 tygodni, z każdego ucieszyłam się równie mocno! Życzę miłego tygodnia! :*
★☆★☆★☆

        Gdy wróciła do Pokoju Życzeń, impreza dobiegła końca. Pomieszczenie przybrało swój dawny wygląd, jak gdyby nic się nie stało. Draco leżał na poduszkach, równo ułożonych na podłodze. Włosy opadły mu na czoło, a jego klatka piersiowa miarowo się unosiła. Wyglądał tak niewinnie i uroczo, że poczucie winy zaczęło palić ją od środka. Nieważne, że był jej wrogiem - jak mogła zrobić coś takiego komukolwiek? Obok niego siedział Neville, który trzymał w rękach "Prorok Codzienny". Tak jak się domyśliła, właśnie czytał ze skupieniem artykuł o Harrym i Ronie.
- Hej! - wykrzyknął cicho, gdy zauważył nadchodzącą dziewczynę. - Spójrz na to.
Hermiona pochyliła się nad gazetą. Pierwsza strona była wypisana dużym, wytłuszczonym drukiem.

WŁAMANIE W MINISTERSTWIE
W oświadczeniu, złożonym dzisiejszej nocy potwierdzono, że Harry Potter oraz Ronald Weasley, lat 17, włamali się do Ministerstwa Magii. Posłużyli się eliksirem wielosokowym, by wykorzystać wizerunek Alberta Runcorna oraz Reginalda Cattermole. Pojawili się w Wizengamocie, podczas rozprawy Mary Cattermole. Niestety, przestępcom udało się uciec przed strażnikami. Służby Administracyjne Wizengamotu od razu zajęły się tą sprawą. Prawdopodobnie niedługo uda się namierzyć uciekinierów. Do tego czasu wciąż są na wolności i mogą być niebezpieczni, dlatego w razie spotkania któregoś z nich, zalecane jest niezwłoczne poinformowanie Ministerstwa. Główny świadek zdarzenia, Dolores Umbridge zgodziła się udzielić wywiadu...

Zabrała gazetę Neville'owi, składając i odrzucając ją w kąt.
- Znowu mają o czym pisać - mruknęła, marszcząc brwi. - Nie warto się tym denerwować.
- Kiedy ja wcale się nie denerwuję. Ten artykuł zaprzecza słowom Carrowa, że Harry nas zostawił - zawołał i podskoczył z podekscytowania. - Wiedziałem, że mamy za kogo walczyć!
- Zastanawia mnie tylko, dlaczego się tam zjawili - wypowiedziała swoje myśli na głos, gotowa, by rozwiązywać z nim tę zagadkę choćby godzinami.
- Omówimy to jutro na zebraniu - obiecał jej przyjaciel, przeciągle ziewając. - Co z nim zrobimy? Przyznam, że nieźle go urządziłaś - zerknął w stronę Dracona.
- Muszę poczekać aż się obudzi, by wszystko mu wytłumaczyć... - zaczęła mówić pospiesznie, nie spuszczając wzroku z nieprzytomnego blondyna. Bała się tej rozmowy, jednak nie mogła przed nią uciec jak jakiś tchórz.
- Z doświadczenia wiem, że eliksir działa dosyć długo. Lepiej przełóż przeprosiny na jutro, a ja się nim zajmę.
- Ale on nas pozabija i to będzie moja wina! Muszę to jakoś naprawić...
- Rose, lepiej połóż się spać. To był ciężki wieczór dla nas wszystkich i zasługujemy na odpoczynek - uśmiechnął się do niej krzepiąco i delikatnie poklepał ją po plecach.
- Pewnie masz rację. Dziękuję - zrezygnowana uścisnęła przyjaciela na pożegnanie i wróciła do swojego pokoju.
Kolejny poranek był dla Hermiony istnym koszmarem. Po kilku marnych godzinach snu, w końcu wywlekła się z łóżka, a potem ubrała się w mundurek oraz czarny sweter. W nocy rozszalała się burza, która ochłodziła powietrze i przegoniła słońce, dlatego dzień był szary i ponury. Gryfonka pomyślała, że ta pogoda idealnie odwzorowuje jej humor. Bowiem to dziś czekała ją rozmowa z Draconem Malfoyem. Przez cały czas, wciąż na nowo układała w myślach przemowę, którą przed nim wygłosi. Jednak żaden argument wystarczająco nie usprawiedliwiał jej zachowania. Zresztą co mogło tłumaczyć zorganizowanie nielegalnej imprezy oraz dolanie do drinka Ślizgona eliksiru nasennego? Wolałaby nie wiedzieć ile dokładnie zasad złamała w ciągu tej nocy.
Jak zwykle przysiadła się do Ginny i Neville'a, którzy również nie tryskali energią. Wymienili tylko znaczące spojrzenia, zjadając w ciszy śniadanie. Straciła apetyt, gdyż wciąż przeszkadzała jej wielka gula w jej gardle, ale mimo to wmuszała w siebie jedzenie, by się czymś zająć. Uważnie obserwowała wejście do wielkiej sali, by nie przeoczyć pojawienia się pewnego chłopaka. Gdy jej oczy odnalazły blondyna, strach momentalnie sparaliżował jej ciało. Draco rozejrzał się po jadalni, a gdy jego wściekłe spojrzenie natrafiło prosto na nią, przywołał ją gestem i z powrotem wyszedł na korytarz.
- Dasz radę - usłyszała szept przyjaciółki tuż przy uchu. Ginny mocno uścisnęła jej rękę, chcąc w ten sposób dodać dziewczynie otuchy. Hermiona zacisnęła usta i pokiwała głową, wdzięczna za okazanie wsparcia. Poczuła jak wzruszenie rozgrzewa ją od środka. Korzystając z chwili napływającej odwagi, wstała i poszła w ślady Ślizgona. Ledwo przekroczyła próg drzwi, usłyszała jego głębokie, pełne napięcia westchnienie. Stał i obracał w dłoniach gazetę, udając, że z ogromnym zainteresowaniem czyta pierwszą stronę. Oparła się o najbliższą ścianę, ukrywając za sobą trzęsące się ręce.
- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że Potter ma coś wspólnego z tamtą imprezą?
Nie odpowiedziała, więc podszedł bliżej. Nie sądziła, że jej serce może bić jeszcze szybciej, a jednak przyspieszało z każdym kolejnym krokiem Dracona. Gdy znalazł się tuż przy niej, zabrakło jej tchu. Nachylił się nad nią i poczuła jego ciepły oddech przy uchu.
- Czu mogłabyś mi łaskawie wytłumaczyć co się wczoraj do cholery stało? - syknął, a zimny dreszcz przeszedł Hermionie po plecach.
- Wiem, że jesteś na mnie wściekły i nie dziwi mnie to, ale nie dałeś mi wyboru. Mógłbyś na nas donieść dyrektorowi - odpowiedziała zgodnie z prawdą, hardo patrząc mu w oczy. Jednocześnie w jej głowie pojawiła się kusząca myśl, by uciec stąd na drugi koniec świata.
- Jakbyś nie była taka głupia, zauważyłabyś, że dałem ci szansę na wyjaśnienia! A w tej chwili mam ochotę pójść do Snape'a choćby zaraz!
- Błagam, nie! - przerwała mu, przerażona jego groźbą. Choć wiedziała, że Neville zadbał, by zatrzeć wszelkie ślady, istniała szansa, że Snape uwierzyłby mu na słowo.
- Masz o co błagać! Wiesz co stałoby się z tobą i twoimi przyjaciółmi?! - Wykrzyczał, uderzając w ścianę tuż obok jej twarzy. Hermiona mimowolnie zacisnęła powieki i wydała z siebie cichy pisk.
- MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ ŚWIETNIE BAWIŁAŚ! - Wydarł się jej prosto w twarz, nie zważając na gapiów, którzy byli zbyt przerażeni, by zareagować. Woleli nie zadzierać z Draconem Malfoy'em, dlatego uciekali w popłochu, udając, że niczego nie widzieli.
- Ależ nie, przyrzekam...
- PRZEZ CAŁĄ NOC JAK IDIOTA SPAŁEM W SCHOWKU NA MIOTŁY!
- Draco, przepraszam! Nie wiedziałam co robić! - zawołała w końcu z oczami pełnymi łez.
- Tylko nie myśl, że twój płacz na mnie zadziała - warknął, jednak jego głos stał się nieco łagodniejszy. Odwrócił się od niej i zaczął krążyć po korytarzu, by ochłonąć. Zapadła długa cisza, przerywana tylko echem kroków chłopaka. Ostatni raz obrzucił ją obwiniającym spojrzeniem, po czym zostawił ją samą z natłokiem myśli.

        Pierwszy raz w ciągu roku szkolnego Hermiona bardziej marzyła o odrabianiu lekcji w ciepłym dormitorium, niż na dworze, gdzie wciąż panowała paskudna burza. Deszcz głośno dzwonił o szyby, w rytmie którego stukała palcami o ławkę. Niemalże czuła, jak wzrok Dracona boleśnie wwierca się w jej łopatki. W ciągu ostatnich dni specjalnie siadał tuż za nią, by ją dekoncentrować. Domyśliła się, że przez jakiś czas stanie się to jego ulubioną rozrywką. Miała tylko nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo. Kiedy wreszcie usłyszała dzwon, wystrzeliła niczym z armaty w stronę wyjścia, oddychając z ulgą. Jej szczęście nie trwało długo. Poczuła, że ktoś chwyta ją za rękę i zaciąga w ciemny zaułek. Jak się domyśliła, stał przed nią nie kto inny, jak sam Draco Malfoy.
- O co chodzi? - zapytała, zbyt zmęczona, by go skarcić za uprowadzenie.
- Przemyślałem to co mi powiedziałaś i wybaczam ci - stwierdził beznamiętnie, jakby rozmawiał o pogodzie.
- O Merlinie, naprawdę? nawet nie wiesz...
- Mam tylko jeden warunek. Umówisz się ze mną. Nie, nie na randkę - przewrócił oczami, rozbawiony widokiem wielkich oczu Rose. - Nie pochlebiaj sobie.
- Muszę się uczyć - odparła szybko.
- No to może jutro?
- Mam do zrobienia referat na trzy rolki
- Wiesz co Smart, to był cios prosto w serce. Referat jest dla ciebie ważniejszy ode mnie? - złapał się za klatkę piersiową, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.
- Pytasz serio? - warknęła i odwróciła się na pięcie, chcąc jak najszybciej odejść od blondyna.
- Słuchaj, jesteś mi to winna i jako Gryfonka powinnaś się zgodzić. To że przyjąłem przeprosiny, nie znaczy, że działałem bezinteresownie - Malfoy uśmiechnął się złośliwie, gdyż wiedział, że trafił w czuły punkt. Dziewczyna znalazła się na straconej pozycji, ale nie poddawała się tak łatwo.
- Lepiej odpocznij, bo ostatnie wydarzenia dają ci się we znaki - podjęła ostatnią próbę ucieczki, jednak Draco złapał ją stanowczo za nadgarstek.
- A jak nie to co? Znów dolejesz mi eliksiru nasennego? - zapytał kąśliwie, na co Hermiona westchnęła, zastanawiając się, czy kiedykolwiek przestanie jej to wypominać.
- Posłuchaj, mam kilka zasad dotyczących mężczyzn.
- Do diabła z zasadami.
- Nie żartuję - szturchnęła go w ramię, usiłując powstrzymać zdradziecki uśmiech. Draco starał się nie przyglądać uroczym dołeczkom, które ozdobiły jej policzki.
- Jasne. Wymień mi trzy racjonalne powody, dla których musisz mi odmówić, a dam ci spokój - zaproponował jej blondyn i oparł się o ścianę, ponaglając ją swoim spojrzeniem. Hermiona natychmiast poczerwieniała, zdenerwowana jego nieskrywaną satysfakcją wypisaną na twarzy. Wzięła głęboki wdech i zmarszczyła brwi myśląc nad sensownymi argumentami. Jednocześnie obiecała sobie w duchu, że ostatni raz dała się wciągnąć w jego żałosne gierki.
- Dobra. Po pierwsze: nie umawiam się z aroganckimi Ślizgonami - Draco teatralnie przewrócił oczami, ale o dziwo jej nie przerywał, tylko cierpliwie czekał, aż skończy.
- Po drugie, nie mamy prawa wyjść na dwór, a w szkole ludzie od razu zaczęliby gadać. Nie lubię być w centrum uwagi - wyznała i mimowolnie wciągnęła powietrze, uważnie obserwując twarz chłopaka. Miała nadzieję, że przekona go wizja utraty dobrej reputacji wśród kolegów i da sobie spokój. Jednak jego chytry uśmieszek nie był czymś, czego się spodziewała.
- Nie wszystkich uczniów obowiązuje zakaz wychodzenia z zamku.
- Co? Przecież to niesprawiedliwe! - krzyknęła oburzona Rose.
- Niestety muszę cię rozczarować Smart, ale sprawiedliwość nie jest specjalnością śmierciożerców. A tak się składa, że jestem jednym z nich - odparł wyniośle, a jego ostatnie słowa wywołały nieprzyjemny dreszcz, przebiegający Hermionie po plecach.
Śmierciożerca. Sługa Voldemorta. Malfoy.
Właśnie miała przed sobą człowieka, który nie zawahałby się jej zabić, gdyby odkrył kim jest. Popierał mordowanie mugoli i to właśnie przez takich jak on, była zmuszona rzucić zaklęcie zapomnienia na własnych rodziców. Jak mogła choć na chwilę to zbagatelizować i gawędzić z nim jak ze starym znajomym? Miały ich łączyć tylko i wyłącznie interesy, związane z zebraniem informacji o planach Voldemorta. Nie mogła sobie pozwolić na luźne rozmowy, które (o zgrozo!) mogłyby ich do siebie zbliżyć.

        Draco zauważył, że nagła nerwowość zastąpiła uśmiech dziewczyny i skarcił się w duchu. Jak mógł przy niej palnąć coś tak głupiego? Przecież Rose przyjaźniła się z młodą Weasley, a więc brzydziła się śmierciożercami i ich działalnością. Jasne, że nie był dumny z tego kim był, ale chciał pochwalić się swoimi dodatkowymi przywilejami, które mogliby wspólnie wykorzystać. Kiedy był pewny, że dziewczyna mu odmówi, ta zaskoczyła go swoją decyzją.
- Niech ci będzie. Spotkam się z tobą, ale nie dziś - zrezygnowana podniosła ręce w geście kapitulacji, lecz roześmiała się, widząc zadowoloną minę blondyna.
Zawsze dostawał to czego chciał, ale tym razem naprawdę poczuł satysfakcję, że udało mu się ją przekonać. Gdzieś w głębi duszy cieszył się ze wspólnego wyjścia i nie mógł się doczekać, aż bliżej pozna Gryfonkę.
Posłali sobie pożegnalne uśmiechy i każdy ruszył w swoją stronę. Liczył, że jeszcze zdąży zjeść śniadanie, ale na wszelki wypadek wolał się pospieszyć. Na drodze stanęła mu jednak czyjaś sylwetka.
- Blaise! Co ty tu robisz? - zawołał zaskoczony pojawieniem się przyjaciela.
- Poszedłem za tobą, gdy zobaczyłem, że jesteś z nową przyjaciółką Weasleyówny - ostatnie słowo wypluł z pogardą, ale kontynuował widząc zniecierpliwioną minę Dracona. - Wszystko słyszałem i chcę się tylko przekonać, że wiesz co robisz.
- To nie twój interes - odparł, coraz bardziej wkurzony dociekliwością kolegi. Chciał go wyminąć, jednak ten ponownie zastąpił mu głowę.
- Mam nadzieję, że nie zaczniesz się zadawać z jakąś zdrajczynią krwi - stwierdził czarnoskóry, lustrując go podejrzliwym spojrzeniem
- Niech zgadnę. Przysłała cię do mnie Parkinson? - zapytał z drwiną. Przyznał, że na początku bawiła go obsesja dziewczyny. Była gotowa zrobić dla niego wszystko, co oczywiście nieraz wykorzystał. Jednak w tym roku stała się bardziej uciążliwa niż zwykle, a od kiedy zaczął rozmawiać z Rose, lepiła się do niego niemal na każdej przerwie.
- Dla twojej wiadomości... i Pansy - podkreślił jej imię, domyślając się, że ukrywa się za jakąś ścianą, słysząc każde słowo - Smart jest mi niezbędna, by wypełnić zadanie od Czarnego Pana.
Postanowił nie owijać w bawełnę i wyznać część prawdy o swoich zamiarach. Słysząc to, czarnoskóry odetchnął z ulgą. Najlepsi przyjaciele chłopaka zostali poinformowani przez Snape'a, że ma do wykonania niezwykle ważną misję. Nie znali szczegółów, jednak musieli za wszelką cenę mu pomagać. Dlatego to wystarczyło Blaise'owi, by ugasić jego ciekawość i przestać naciskać. Ślizgon wiedział, że im mniej wie, tym lepiej dla niego i najbliższej rodziny.
- W porządku, ale wiedz, że mamy ją na oku - zagroził Zabini, na co Draco przewrócił oczami.
- To urocze, że tak o mnie dbasz, ale radzę ci zająć się własnymi sprawami - syknął, uśmiechając się złowieszczo. Złapał za kołnierz koszuli czarnoskórego, po czym uderzył nim o ścianę. Usłyszał jęk bólu, który wydarł się z piersi Blaise'a.
- Nie waż się do niej zbliżać - syknął, po czym wymierzył cios prosto w jego brzuch. Co jak co, ale nie zamierzał pozwolić byle komu wejść z butami do jego życia.

niedziela, 10 stycznia 2016

Własne korzyści

Hej, w końcu skończyłam 10 rozdział...
Jak widzicie wcale nie porzuciłam bloga, przecież obiecałam, że skończę to opowiadanie, prawda? :)
Szkoda, że dopiero teraz wracam, to przykre, że od trzech miesięcy nic się tu nie działo. Przez cały ten czas borykałam się z poważną chorobą, a potem musiałam zająć się zaległościami w szkole. Jednak Wy cierpliwie na mnie czekaliście i nikt nie miał do mnie żadnych pretensji, za co ogromnie dziękuję! Naprawdę, nie wiecie ile radości sprawia mi pisanie dla Was ♥
★☆★☆★☆

        Wbrew pozorom, Hermiona przez ostatnie dni była tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w ciągu roku szkolnego. Większość czasu odrabiała prace domowe zadane przez Carrowów, które stawały się coraz dłuższe i bardziej bezsensowne. Od kiedy po szkole zaczęły krążyć plotki o tajnym stowarzyszeniu przeciwko śmierciożercom, rodzeństwo postanowiło gnębić uczniów jeszcze dotkliwiej niż wcześniej. Długie eseje i egzaminy stały się codziennością, a za słabe oceny groził szlaban. Oprócz tego, na lekcjach Amycusa nie obyło się bez co najmniej jednej groźby skręcenia karków członków sekretnej grupy. Jednak do tej pory ich tożsamość pozostała zagadką.
Mimo ryzyka zdemaskowania, Gwardia Dumbledora wciąż pozostała nieustraszona. Świadomość, że robią coś przeciwko Snape'owi, sprawiała im ogromną satysfakcję. Zebrania odbywały się dwa razy w tygodniu, podczas których wymyślali przeróżne sposoby dokuczania znienawidzonym nauczycielom. Hermiona zaczęła doceniać pomysłowe gadżety Freda i Georga, które kiedyś przyprawiały ją o ból głowy.
Niestety ich bezkarność nie trwała długo. Weszła z Ginny do Wielkiej Sali, zawzięcie dyskutując o podłożeniu na lekcji Alecto Detonatoru Pozorującego, więc dopiero siadając przy stole zauważyły, że coś jest nie tak. W jadalni zapanowała cisza pełna napięcia, a wszyscy wpatrywali się z przerażeniem w kamienną twarz Severusa Snape'a. Zważywszy na to, że pokazał się pierwszy raz od Ceremonii przydziału, jego obecność wywołała spore poruszenie.
- Myślałem, że wyraziłem się wystarczająco jasno. Niestety ktoś był na tyle głupi i stwierdził, że uda mu się mnie przechytrzyć, że zlekceważył panujące tu zasady. Tym samym pozwolił, by wszyscy uczniowie ponieśli za to konsekwencje. Na winnego czekam w swoim gabinecie. Do tego czasu rozwiązuję wszystkie organizacje, grupy i stowarzyszenia, a także odwołuję bal Bożonarodzeniowy. Może to was czegoś nauczy - wysyczał jak wściekły wąż, prawie nie poruszając ustami. 
Amycus i Alecto, którzy stali za tuż nim, niczym dwa goryle, musieli mieć niezłą frajdę, widząc przestraszone twarze słuchających. Snape rzucił im ostatnie złowrogie spojrzenie i wyszedł z sali, trzaskając za sobą drzwiami. 

        Tego samego wieczoru wszystkie poduszki były już zajęte, a Gwardia w napięciu czekała na decyzję Neville'a i Luny. Chłopak chodził niespokojnie po pokoju, mrucząc coś pod nosem, natomiast Krukonka przyglądała się zebranym z delikatnym uśmiechem na ustach. Po paru minutach Neville zatrzymał się i zaczął trochę nerwowo:
- Musimy dokończyć to co zaczęliśmy. Te wszystkie groźby... Oni się nas po prostu boją! Boją się, że uda nam się zbuntować przeciwko nim całą szkołę. Pokażemy im, że nie mogą nam nic zrobić... jeszcze dziś.
- Ale jak chcesz tego dokonać? - zapytał Seamus z głębi pokoju.
- Snape zakazał wszelkich spotkań towarzyskich i odwołał bal Bożonarodzeniowy. Chce nas tu zamknąć i przetrzymywać jak więźniów bez żadnych przywilejów. Dlatego urządzimy imprezę!
- Neville, wątpię, żeby to się udało. Nie wszyscy uczniowie są po naszej stronie, ktoś mógłby na nas donieść - wtrąciła się Hermiona, a kilka osób pokiwało głowami, zgadzając się z jej zdaniem.
- Istnieje zaklęcie, którego nauczyła mnie babcia. Można zaczarować miejsce tak, aby nikt oprócz wtajemniczonych nie był w stanie znaleźć jego położenia. Będą mogły wejść tylko osoby zaprowadzone przez nas. Co wy na to? - zapytał chłopak, coraz bardziej uradowany geniuszem swojego pomysłu. Nie musiał czekać na odpowiedź. Wiedział, że nikt nie zechce zrezygnować z takiej okazji. Pozostało tylko dopracować szczegóły i zacząć działać.
- Co o tym myślisz? - Hermiona usłyszała podekscytowany szept Ginny przy swoim uchu.
- Nie wiem czy to się uda, ale co nam szkodzi? - odpowiedziała jej, nie do końca szczerze.
Owszem, plan zapowiadał się dobry, jednak czy to wszystko nie wydawało się zbyt proste? Mieli do czynienia z groźnymi czarodziejami, starszymi, bardziej doświadczonymi i przede wszystkim dysponującymi czarną magią.
- Uważam, że impreza to świetny pomysł. Nie dość, że zrobimy na złość tym pieprzonym sadystom, to jeszcze się zabawimy. A co najważniejsze, okazało się, że moje imprezowe kreacje nie przyjechały tu na marne - rzekła rudowłosa i obie mimowolnie parsknęły śmiechem.
Dobrze było mieć przy sobie osobę, która mimo chmur widziała piękno nieba.

        Dzisiejszego dnia Draco Malfoy był niezmiernie zadowolony i to nie tylko dlatego, że dostał najlepszą ocenę z Obrony Przed Czarną Magią. Po wystąpieniu Snape'a na śniadaniu, koledzy traktowali go jeszcze z większym szacunkiem, niż wcześniej. Ślizgoni dosłownie łasili się do niego, by zdobyć jego przyjaźń. Szkoda, że ich starania i tak pójdą na marne, a on tylko skorzysta z ich naiwności. Przechadzał się po szkolnym korytarzu leniwym krokiem, prosto do swojego pokoju. Zamierzał spędzić ten uroczy wieczór w towarzystwie Ognistej Whisky. Nie mógł się doczekać chwili wytchnienia oraz odpoczynku.
Oczywiście jego plany zostały bezlitośnie przekreślone, gdy usłyszał cichą wymianę zdań dwóch Krukonek obok:
- To co, idziemy na tą imprezę, o której mówiła nam Kate?
- Skoro to jedyna okazja, by trochę poszaleć, to czemu nie? Musimy znaleźć Neville'a.
O jaką imprezę mogło chodzić i dlaczego nic o tym nie wiedział? Poszedł za dziewczynami, zaintrygowany podsłuchaną rozmową. Miał nadzieję, że to wszystko okaże się głupim żartem, a ten idiota Longbottom nie prosi się o łomot.
Nagle Krukonki zatrzymały się przed pewną Gryfonką, którą rozpoznałby wszędzie. No nie, jeszcze tylko jej brakowało! Jego wzrok automatycznie przykuły jasne, lśniące włosy dziewczyny i od razu skierował się w jej stronę, uśmiechając się złowieszczo pod nosem. Ruszyły w nieznanym mu kierunku i choć próbował zapamiętać drogę, którą za nimi szedł, wydawała mu się dziwnie kręta i nieskończona. Poza tym nie mógł oderwać wzroku od jej kobiecych kształtów, które podkreślała obcisła, granatowa sukienka. Dlaczego wcześniej nie zauważył jak długie i zgrabne ma nogi? Gryfonka co chwilę odwracała się niespokojnie, jednak on za każdym razem sprawnie ukrywał się za jakimś obrazem, dzięki czemu nie zorientowała się, że ktoś ją śledził. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się w jakimś dziwnym pokoju. Wnętrze było utrzymane w czerwono-złotych barwach. Przy ścianach stały czarne, miękkie kanapy oraz barki z napojami i gorącymi przekąskami. Na środku znajdował się spory parkiet, na którym zebrała się już spora grupa ludzi. Wśród nich rozpoznał kilka twarzy. Głośna muzyka powoli wdzierała się do jego umysłu, zagłuszając wszelkie myśli. Co tu się do cholery działo?! Musiał to natychmiast wyjaśnić. Podszedł do Rose i nie zważając na barmana, z którym rozmawiała, niezbyt delikatnie szarpnął ją za ramię, odwracając w swoją stronę.
- Smart, czy mogłabyś mi wytłumaczyć o co tu chodzi?! - dziewczyna wydawała się zszokowana jego obecnością, jednak po chwili na jej twarzy zagościł szelmowski uśmieszek.
- Dlaczego myślisz, że mam z tym coś wspólnego? - zapytała niewinnym głosem małego dziecka.
- Hmm, pomyślmy. Może dlatego, że za każdym razem, kiedy dzieje się coś złego, akurat ty tam jesteś? - prychnął, czując jak krew się w nim gotuje. 
- Daj sobie spokój, Malfoy. Nie mógłbyś chociaż raz nie zadawać zbędnych pytań i spróbować się zabawić?
- I kto to mówi - parsknął, lustrując ją od góry na dół, by podkreślić swoją drwinę. Ku jego zadowoleniu, udało mu się zawstydzić blondynkę. Już otwierała usta, by odpowiedzieć mu ciętą ripostą, jednak ostatecznie nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko tajemniczo, podała mu swojego drinka, a chwilę później zniknęła w tłumie roztańczonych nastolatków.
- Nie mam ochoty na zabawę w kotka i myszkę, Smart! - krzyknął za nią Draco. Wypił otrzymany napój jednym łykiem, po czym żwawym krokiem ruszył za śladem jej słodkich perfum. Krążył po parkiecie, przepychając się przez tłum, który pochłonął jej sylwetkę.
Po kilku minutach szukania, zaczął przysięgać sobie, ze jak tylko dorwie ta niesforną Gryfonkę, zabije ją własnoręcznie. Nagle poczuł jak delikatne dłonie chwytają go za biodra i odwracają w drugą stronę. Jak się okazało, miał przed sobą Rose, która położyła mu ręce na szyję i zmysłowo poruszała biodrami, próbując zmusić go do tańca. Kiedy dalej stał w bezruchu, rzuciła mu nieme wyzwanie swoim intensywnym spojrzeniem. Czy ona właśnie z nim pogrywa? Jeszcze tego pożałuje! Gwałtownie przycisnął ją do siebie, uśmiechając się zawadiacko do zaskoczonej dziewczyny.
Nawet nie zorientowali się, że przetańczyli parę następnych piosenek. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie, choć byli przecież wrogami. Zignorowali zdrowy rozsądek, który podpowiadał im, by za wszelką cenę sobie nie ufali. Namiętność wisząca w powietrzu wydawała się tak prawdziwa, niemal namacalna. Hermiona przymknęła oczy, nasycając się bliskością i dotykiem Malfoya. Wiedziała, że na nic więcej nie może liczyć, gdyż był dla niej nieosiągalny. Ten jeden, jedyny raz obydwoje dopuścili do siebie, do tej pory nieznaną burzę uczuć. Magia nocy, głośna muzyka oraz niewielka ilość alkoholu stworzyły wybuchową mieszankę, która pobudzała ich zmysły i pragnienia. Draco nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze się bawił. Ba, nie pamiętał, żeby w ogóle miał czas na zabawę. Wiecznie zajmował się ciężką pracą, by za wszelką cenę we wszystkim przewyższyć Pottera. Później, gdy został śmierciożercą, skupił się na wykonywaniu zadań od Czarnego Pana. Nie myślał o przyjemnościach, czy beztroskim życiu. Kto by się spodziewał, że pozna smak wolności właśnie dzięki tej blondynce? Jego serce biło jak oszalałe i miał wrażenie, iż zaraz wyskoczy z jego piersi.
- Chodź - poczuł gorący oddech na swojej szyi, a jej zmysłowy szept owinął jego umysł, wywołując dreszcz podniecenia. Odeszła kilka kroków do tyłu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Subtelnie kiwnęła do niego palcem, by do niej dołączył i choć bardzo chciał to uczynić, to jego ciało wydawało mu się dziwnie ciężkie, a świat zaczął wirować mu przed oczami.
- Co ty ze mną robisz Smart? - jęknął, po czym runął prosto w jej ramiona.
- Eliksir nasenny czyni cuda - wyszeptała z trudem, gdyż ledwie dawała radę go utrzymać. Jednak smak zwycięstwa wystarczająco wynagradzał dziewczynie ten wysiłek. Pozostało tylko przeciągnąć go w stronę wyjścia, by wyrzucić go za drzwi. Nie mogła uwierzyć, że udało jej się przechytrzyć Dracona Malfoya! 
- Rose! - Nagle podbiegł do niej Neville, który wyglądał na zbyt przejętego, by zwrócić uwagę na zemdlonego Ślizgona w ramionach Hermiony.
- O co chodzi? - zainteresowała się, a jej rozbawienie automatycznie zmieniło się w skupienie.
- Prorok Codzienny... Widziano Harry'ego i Rona! Ginny... już wie... gdzieś uciekła! - dukał, nie potrafiąc złożyć sensownego zdania. Jednak te słowa wystarczyły, by przywołać Hermionę do porządku.
- Zajmij się nim - popchnęła ciało Dracona w stronę Neville'a i nie oglądając się za siebie, pobiegła w stronę wyjścia. 

        Nie wiedziała się co dokładnie napisano o chłopcach w "Proroku Codziennym", ale to nie było w tej chwili najważniejsze. Domyśliła się, że ten artykuł był dla Ginny wstrząsem, dlatego nie chciała jej zostawić samej. Nawet jeśli miało to oznaczać złapanie przez pana Filcha na chodzeniu po zamku w czasie ciszy nocnej. Poza tym musiała ochłonąć po tańcu z Malfoyem. Od kiedy niepostrzeżenie dostał się na imprezę, jej jedynym celem było zajęcie jego uwagi, a później pozbycia się problemu. Tymczasem przetańczyła z nim nie jedną, a kilka piosenek i nie chciała się do tego przyznać, ale... podobało jej się. Lecz nie miało to już większego znaczenia, skoro blondyn znienawidzi ją na dobre jak tylko się obudzi i zrozumie co mu zrobiła.
- Ginny! Jesteś tutaj? - krzyknęła, przemierzając korytarz, a jej kroki odbijały się głośnym echem. Jednak po kilku minutach poszukiwań bez żadnych rezultatów, z rezygnacją zawróciła w stronę Pokoju Życzeń. Już miała skręcić, kiedy usłyszała dziewczęcy płacz dobiegający z łazienki obok. Młoda Weasley siedziała na jednej z ubikacji, wpatrując się w zmiętą gazetę, a jej ciałem wstrząsał szloch. Hermiona bez namysłu wśliznęła się do pomieszczenia i zamknęła przyjaciółkę w swoich ramionach.
- Ginny, nie przejmuj się. To wcale nie musi być prawda...
- Naprawdę w to wierzysz? Wątpię, żeby wszyscy pracownicy Ministerstwa Magii mieli halucynacje, a Harry i Ron byli tylko wynikiem ich bujnej wyobraźni - odparła, wciąż dławiąc się łkaniem.
- Ale udało im się uciec, prawda? Jestem pewna, że pojawili się tam z jakiegoś ważnego powodu - Hermiona otarła łzy, które zdradziecko spływały po zarumienionych policzkach rudowłosej. -
- Pewnie masz rację - przyznała Ginny, po czym wycelowała różdżką w artykuł "Proroka Codziennego", który spadł na podłogę i zajął się ogniem.
- Dobrze wiesz, że nie byliby sobą, gdyby nie wpakowali się w kłopoty. Ciekawe, czy zdążyli odkryć coś ciekawego.
- To zabawne - roześmiała się żałośnie, a jej zaczerwienione oczy odnalazły te orzechowe. - Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego odkąd pamiętam tak dobrze dogadywałaś się z Harrym i Ronem. Dopiero teraz widzę, jak związała was chęć rozwiązywania zagadek i ratowania świata.
- Niestety nie byliśmy tak blisko, jak mi się wydawało. Tak naprawdę nigdy mnie nie potrzebowali. Nie chcieli mojej pomocy - Hermiona uśmiechnęła się gorzko, a w jej oczach zabłysły łzy, które jednak szybko otarła, nie pozwalając sobie na chwilę słabości.
- Nie wierzę w to i myślę, że ty też nie. Musiał nimi kierować jakiś inny powód.
- Muszę to dopisać do mojej listy z pytaniami bez odpowiedzi.
Obie uważnie wpatrywały się w resztki papieru, które powoli tonęły w złoto-szkarłatnych płomieniach. Nastąpiła chwila głuchej ciszy, podczas której każda z dziewczyn pogrążyła się w swoich myślach. Po chwili przerwał ją zachrypnięty głos młodej Weasley:
- Powinnaś przeprosić Malfoya.
- Żartujesz? Powiedz, że tak - nie doczekała się odpowiedzi, dziewczyna jedynie uniosła jedynie brew w znaczącym geście.
- Uważasz mnie za samobójcę?! - Hermiona krzyknęła z oburzeniem. - Nie mam mu nic do powiedzenia. Jest nieobliczalny, chamski, prostacki i...
- I może ci pomóc. Właściwie może pomóc nam wszystkim - dokończyła za nią przyjaciółka.
Te przerażająco prawdziwe słowa, natychmiast wywołały gęsią skórkę na jej ciele. Chciała zaprzeczyć i zacząć się kłócić, że najlepszą pomocą ze strony Malfoya, byłoby jego zniknięcie. Jednak, ku swojej rozpaczy odkryła, że Ginny ma rację. Przez chwile obie mierzyły się zabójczymi spojrzeniami, jednak Hermiona stwierdziła, że dłuższe buntowanie się nie ma sensu.
- Chciałabym, ale ja go oszukałam i uśpiłam jego czujność. Nie ma szans, żeby mi wybaczył, a co dopiero zaufał.
- Czy ty naprawdę nie zauważyłaś jak na niego działasz? Widziałam was podczas tańca. Owinęłaś go sobie wokół palca, a teraz masz szansę to wykorzystać - panna Granger chciała ją skarcić za tak okrutne słowa, ale to nie był czas na szlachetne zachowanie. Sprawy potoczyły się inaczej, dlatego nie pozostawało jej nic innego, jak odkręcić swój błąd.
- Dobra. Pójdę go poszukać - warknęła w końcu, dając za wygraną. - A ty w tym czasie mogłabyś się ogarnąć, bo wyglądasz jak z horroru.
- Powodzenia! - Hermiona wyszła z łazienki, udając, że nie słyszy cichego chichotu przyjaciółki.
- Jak nie wrócę za godzinę, wezwij pomoc! - krzyknęła jeszcze na odchodnym.
Właściwie dlaczego się tak stresowała? Przecież szła tylko porozmawiać z Malfoyem, a czuła się jak skazaniec, którego czekała śmierć.
W sumie, nie mogła wykluczać takiej możliwości. Nieźle narozrabiała podczas imprezy i nie zdziwiłaby się, gdyby Draco zechciał ją zabić.

czwartek, 1 października 2015

Gwardia Dumbledore'a

Hej! Musicie mi wybaczyć tak długie odstępy czasu między rozdziałami, ale mam ostatnio naprawdę dużo na głowie i ledwo się ze wszystkim wyrabiam. Może ten weekend okaże się luźniejszy i będę miała więcej czasu na pisanie? Obiecuję, że nie mam zamiaru zawieszać bloga i w najbliższym czasie w ciągu każdego miesiąca będą się pojawiać co najmniej dwie notki. No to do następnego!
Rozdział z dedykacją dla Reginy, w końcu się doczekałaś! :*
★☆★☆★☆

        Złocisto-szkarłatne promienie słońca przedzierały się przez okna głównej izby skrzydła szpitalnego. Idealnie zasłane łóżka czekały na nowych pacjentów, a powietrze było przesycone wonią krwi, bandaży i eliksirów uleczających. Hermiona z przerażeniem stwierdziła, że nigdy nie widziała aż tylu pacjentów jednego dnia. Pani Pomfrey dosłownie biegała po sali, by zdążyć zająć się wszystkimi uczniami, mrucząc coś pod nosem. Wyglądała na zirytowaną i trudno było jej się dziwić; Carrowowie znęcali się nad dziećmi, ale to szkolna pielęgniarka musiała doprowadzić je do porządku. Hermiona z utęsknieniem wyjrzała przez okno, by nasycić oko barwnymi liśćmi, które niczym jesienny dywan dekorowały zmęczoną latem trawę. Tak bardzo chciałaby choć na chwilę zasmakować wolności i wyjść na zewnątrz. Nie sądziła, że zakaz opuszczania zamku będzie dla niej aż taki trudny. Musiała się nacieszyć świeżym, porywistym wiatrem tylko podczas chodzenia na dwugodzinną lekcję z zielarstwa.
- To ty jesteś Rose? - usłyszała cichy, słodki głosik. Niedaleko niej leżał jasnowłosy, drobny chłopiec. Gdyby nie kilka ran na jego twarzy, pomyślałaby, że jest wręcz idealny. Zastanawiała się, czy aby na pewno pochodzi z mugolskiej rodziny, ponieważ jego urok mogła porównać do wili. Trochę skrępowana, zbliżyła się do nieznajomego. Szczerze mówiąc, nie sądziła, że malec ją zapamięta, a co dopiero będzie chciał się z nią spotkać.
- Tak skarbie. Jak ci na imię?
- Simon. Będę musiał wrócić do tych strasznych lochów? Nie chcę tam wrócić - wyszeptał drżącym głosem, starając się nie rozpłakać.
- Już nic ci nie grozi - uspokoiła chłopca i pogłaskała go czule po głowie.
- A innym dzieciom? - Pytanie bardzo ją zaskoczyło i nie wiedziała nawet, jak na nie odpowiedzieć. Nie zdawała sobie sprawy, że ktoś oprócz niego może być więziony.
- Ja... nie wiem - odparła zgodnie z prawdą, spuszczając głowę i skubiąc rąbek szaty, by nie widzieć zawiedzionej twarzy chłopca.
- Wrócę do domu? Obiecaj - zapytał z nadzieją po dłuższej ciszy, niemal błagalnie wpatrując się w jej oczy.
- Obiecuję - odpowiedziała bez zastanowienia i równie szybko pożałowała swoich słów. Jaką mogła mieć pewność, że Simon się uratuje? Zmieniła szybko temat, pytając o zawód jego rodziców. Na szczęście Simon szybko wciągnął się do rozmowy. Już po chwili odnalazła z nim wspólny język i bardzo polubiła chłopca. Szkoda, że nie mógł się tu uczyć, gdyż wydawał się niezwykle uzdolniony i mądry.
- Jak się nazywa twój chłopak? - zapytał nagle blondynek i Hermiona musiała się długo zastanawiać, żeby domyślić się o kim mówił.
- Nie wiem o kogo ci...
- No właśnie, mogłabyś mnie przedstawić, kochanie - usłyszała za sobą jego zimny, męski głos i automatycznie przeszły ją ciarki. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. - Jestem Draco.
Tak długo starała się nie zwracać uwagi na tego upierdliwego blondyna, że w końcu rzeczywiście zapomniała o jego obecności. Właściwie po co tu za nią przyszedł? Nie wydawał się przejmować kimkolwiek poza sobą, dlatego nie rozumiała dlaczego jej towarzyszył.
- Wiesz Malfoy, wyznaję zasadę, że jeśli ktoś nie ma nic mądrego do powiedzenia, to nie powinien mówić wcale - warknęła w odpowiedzi.
- W takim razie czemu jeszcze nie zamilkłaś? - Postanowiła nie wdawać się z nim w głupie dyskusje. Ostatni raz zabiła go wzrokiem i wróciła do rozmowy z Simonem.
Ślizgon na początku trzymał się na dystans i tylko przysłuchiwał się ich rozmowie. Jednak kiedy chłopiec zaczął mówić o quidditchu, nie mógł się powstrzymać i wdał się z nim w dyskusję na temat najlepszej drużyny.
- Nie ma lepszej drużyny od Nietoperzy z Ballycastle - stwierdził malec.
- Kompletnie się nie znasz. Nie dorastają do pięt Tajfunom z Tutshill. Jestem pewny, że w tym roku zdobędą mistrzostwo - Przez kolejne minuty przekrzykiwali się wzajemnie, prowadząc zawziętą debatę o tym, kto ma rację. W końcu starszy z nich spasował i uniósł ręce do góry w geście poddania się.
- Dobry jesteś, mały. Trzymaj tak dalej, a wyjdziesz na ludzi - przyznał i potargał go po włosach.
Hermiona przysłuchiwała się im z lekkim uśmiechem na ustach. Przyjemnie było widzieć Dracona w tej milszej, łagodniejszej wersji. Jednak kiedy jej spojrzenie napotkało stalowe tęczówki, chłopak jakby się opamiętał i odszedł, mocno czymś zdenerwowany.
Niestety chwilę później pani Pomfrey kazała jej wyjść, więc pożegnała się z Simonem i odeszła w stronę pokoju wspólnego. Zatrzymała ją tuż przed wyjściem.
- Widzę, że udało ci się porozmawiać z Simonem. Biedne dziecko, nikomu nie ufał i w ogóle nie chciał mówić - powiedziała i pokręciła głową ze współczuciem
- Gadałam z nim i dowiedziałam się, że Carrowowie przetrzymują jeszcze więcej mugolaków - odparła, z trudem powstrzymując emocje.
- Spokojnie, panno Smart. Myślę, że komuś z zamku uda się przewieźć dzieci w bezpieczne miejsce - zapewniła ją i poklepała dziewczynę po ramieniu, dodając jej otuchy.
- Ale przecież uczniowie nie mogą...
- Owszem. Jednak czy ktoś mówił o nauczycielach? - zapytała kobieta i delikatnie się do niej uśmiechnęła.

        Siedziała w pokoju wspólnym, wpatrując się w wesoło trzaskający ogień w kominku. Jej myśli ciągle krążyły wokół przestraszonej twarzy Simona. Nie mogła wyrzucić z głowy jego słów, że chciałby wrócić do domu. Obiecała mu, że tego dopilnuje, jednak nie miała pewności co się z nim stanie. Miała nadzieję, że komuś uda się przemycić dzieci poza Hogwart, gdyż tutaj nie mogły liczyć na ochronę i bezpieczeństwo. Zastanawiała się ilu z nich przyjdzie zginąć przez to, że są mugolakami. Przecież są, jak to określiła Alecto Carrow, parszywymi oszustami i złodziejami magicznych zdolności.
Co jeśli Hermiona będzie jedną z nich?
Ta myśl sprawiła, że przeszedł ją zimny dreszcz. Od kiedy otrzymała list z groźbą, nie mogła się pozbyć podobnych wizji. Wcześniej miała pewność, że jest chroniona silnymi zaklęciami maskującymi, lecz teraz ktoś znał prawdę i do tego nie życzył jej najlepiej. Przygnębiające myśli przerwał Neville, który usiadłszy obok niej, nachylił się i szepnął, by nikt poza nią tego nie usłyszał:
- Rose, musimy pogadać.
- Hej Neville. O co chodzi? - zapytała równie cicho.
- Jest sprawa. Chodzi o to, że... trudno to wytłumaczyć, ale tak sobie pomyślałem... - zaczął dukać bez ładu i składu, a jego twarz przybierała coraz bardziej czerwony kolor.
Nie wiedział jak wytłumaczyć dziewczynie co ma na myśli i nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Umilkł, marszcząc brwi zastanawiając się nad słowami, a po chwili dodał - w każdym razie spotkajmy się, jeżeli czegoś... potrzebujesz - dodał tajemniczo i już po chwili zniknął jej z oczu.
Hermiona rozmyślała nad sensem jego w końcu, aż w końcu w jej głowie zaświtała myśl: Pokój Życzeń! Tylko dlaczego Neville chciał się z nią spotkać akurat tam?
Na początku nie miała zamiaru iść, jednak w końcu ciekawość wygrała. Zerwała się z krzesła i pobiegła do umówionego miejsca. Kiedy tam dotarła, otworzyła szeroko oczy z wrażenia. Znajdowała się w pokoju, który tak dobrze znała, w którym spędziła tyle czasu w piątej klasie... Była wśród tych samych ludzi, jej przyjaciół i znajomych. Szafy z książkami, ustawione pod ścianą i magiczne instrumenty stały tam gdzie zwykle, nieprzesunięte nawet o milimetr. Wszyscy pozajmowali jedwabne poduszki i rozmawiali ze sobą podnieconymi głosami. Zanim zapytała kogokolwiek o co chodzi, na środek sali wyszedł Neville i wystrzelił z różdżki czerwone światło, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych.
- Cóż... witam wszystkich zebranych. Jak wiecie, od kiedy w szkole uczą Carrowowie, zaczęły dziać się straszne rzeczy. Dzieci są torturowane i poniżane, tylko dlatego, że nie pochodzą z czystokrwistych rodzin. Pamiętajmy jednak, że nas jest o wiele więcej i możemy się im sprzeciwić. Kiedy Rose wstawiła się za tym chłopcem... to było coś. Możemy w ten sposób dać innym nadzieję. Dlatego razem z Luną i Ginny pomyśleliśmy, że Gwardia Dumbledore'a nam w tym pomoże.
- Jaki to ma sens? Przecież Harry'ego już z nami nie ma. Kto będzie naszym przywódcą? - przerwał mu wciąż nieprzekonany Seamus.
- Nie potrzebujemy przywódcy żeby odważyć się zbuntować. Poza tym, on na pewno się tu pojawi. To tylko kwestia czasu - odparł Neville, a w jego głosie nie było słychać nawet nuty powątpiewania. Okazał się bardzo oddanym i lojalnym przyjacielem, szkoda tylko, że tak późno to zauważyła.
Na twarzach uczniów widniała mieszanka strachu i ekscytacji, jednak ostatecznie wszyscy zgodzili się dołączyć do tajnego stowarzyszenia i walczyć z tyranią Śmierciożerców.
Hermiona również zapisała się na nową listę członków, chociaż wątpiła w ich zwycięstwo. Jednak wiedziała, że to jedyny sposób, by próbować odzyskać wolność. Zresztą co mieliby do stracenia, skoro nie mieli już nic?

        Minęło kilka dni odkąd przywrócono Gwardię Dumbledore'a. Codziennie po lekcjach zawsze spotykali się w Pokoju Życzeń i zastanawiali się razem, co mogliby zrobić w ramach protestu. Chcieli dać dyrektorowi w jak najbardziej dotkliwy sposób do zrozumienia, że są przeciwni jego rządom. Niestety dni mijały, a oni wciąż nie potrafili wymyślić niczego dobrego. Każdy pomysł wydawał się albo niemożliwy do zrealizowania, (w końcu mieli do czynienia z mistrzem eliksirów) albo zbyt banalny. Hermiona z każdym spotkaniem zniechęcała się coraz bardziej i utwierdzała się w przekonaniu, że bez Harry'ego to nie miało najmniejszego sensu. Pewnego popołudnia, kiedy Seamus zaproponował, żeby wysadzić gabinet dyrektora, bez słowa wyszła z pomieszczenia i udała się do biblioteki. Od jakiegoś czasu straciła zapał i nadzieję, że kiedykolwiek uda im się zrobić coś sensownego. Dlatego nie widziała powodu, by tam siedzieć i patrzeć, jak ze wszystkich powoli ulatują pomysły i energia.
Minęła grupę uczniów, którzy odrabiali razem lekcje i szeptali coś do siebie, cicho chichocząc. Pani Pince uzupełniała jakieś dokumenty i co jakiś czas podnosiła głowę, gromiąc ich spojrzeniem. Usiadła przy samotnym biurku, otoczonym wielkimi regałami i wyciągnęła z torby potrzebne podręczniki oraz puste pergaminy. Przez ostatnie dni nie była w stanie odrabiać lekcji, ale teraz jej umysł był dziwnie spokojny, więc postanowiła nadrobić wszystkie zaległości. Chwilę później jej ręka trzymająca długie, dostojne pióro zgrabnie wirowała po papierze, robiąc pierwsze notatki. Hermiona szybko wpadła w ten znajomy, przyjemny trans. Mogła odciąć się od wszystkich dręczących ją problemów i zagłębić się w świat nauki i chłodnej logiki. Ze spokojem wdychała powietrze, przesiąknięte zapachem starych, wysłużonych ksiąg. Nawet nie zauważyła, kiedy kończyła pisać ostatnie wypracowanie z Transmutacji. Musiało być już późno, gdyż szmery i szepty powoli cichły, aż w końcu słyszała tylko dźwięk skrobania jej pióra. Mimo, że została sama, to pani Pince wciąż przechadzała się po bibliotece, pilnując porządku. Nagle ciszę drastycznie przerwało skrzypienie otwieranych drzwi, a zaraz potem znajomy, tak bardzo irytujący ją głos:
- Muszę mieć tą książkę - mimo, że dzieliła ich spora odległość Hermiona mogła usłyszeć, że Malfoy brzmiał na naprawdę zdenerwowanego. Przerwała pisanie i przyłożyła ucho do najbliższego regału, by usłyszeć ciąg dalszy rozmowy.
- Przykro mi panie Malfoy, ale nie mogę pozwolić uczniom na czytanie ksiąg zakazanych bez wyraźnej zgody nauczyciela - pani Pince odpowiedziała mu cichym, lecz oschłym tonem.
- Pani nie rozumie. Potrzebuje jej w tej chwili! - Draco był coraz bardziej zdesperowany i nie dawał za wygraną.
Kiedy kolejne próby ubłagania bibliotekarki poszły na marne, odszedł mrucząc pod nosem siarczyste przekleństwa. Hermiona zacisnęła zęby i wróciła do pracy, mocno przyciskając pióro do pergaminu. Nawet nie zauważyła, że zrobiła dziury w paru miejscach. Poczuła, że ogarnia ją nieopisana złość. Ten wstrętny Ślizgon sprawił, że dobry humor dziewczyny prysł jak mydlana bańka. Starczyło na dzisiaj. Osaczał ją w każdym możliwym miejscu, a teraz zrobił przy niej awanturę w bibliotece. Ostatnimi dniami jakoś udawało jej się go unikać i oszczędzać już i tak zszargane nerwy, jednak prędzej czy później chłopak wracał do niej jak bumerang. Jak na potwierdzenie jej słów, czyjeś kroki zbliżały się w jej stronę. Pomyślała, że lepiej by się nie spotkali, gdyż była bardzo bliska dokonania na nim mordu.
Hermiona wściekła trzasnęła książkami i wrzuciła swoje rzeczy do torby. Uniosła dumnie głowę i miała już ruszyć, kiedy zza regału wyszedł blondyn. W jego oczach dostrzegła furię, a on prawdopodobnie nie wiedząc, że ktoś jest obok, z całej siły walnął najbliższą szafkę. Wydał z siebie zduszony krzyk, machając w powietrzu obolałą ręką. Aż dziwne, że bibliotekarka nie zerwała się, by upomnieć go za głośne zachowanie. Jednak Gryfonka domyśliła się, że wolała ignorować Malfoya i znowu nie wdawać się z nim w dyskusję.
- Na brodę Merlina, Draco! - wrzasnęła na niego, przestraszona tym nagłym wybuchem. Spojrzał na nią, zaskoczony jej obecnością.
- Co ty tu robisz, Smart? - zapytał przez zaciśnięte zęby, by zamaskować grymas bólu.
- O to samo mogę zapytać ciebie. I co ty do cholery wyczyniasz? - zerknęła na niego podejrzliwie.
- A nie widać? Próbuję wyćwiczyć prawy sierpowy - odpowiedział, z trudem przywołując na twarz sarkastyczny uśmiech.
Wzrok Hermiony przeniósł się na jego dłoń i zasłoniła usta, by sama nie wydać z siebie jęku. Ręka była opuchnięta i fioletowa, a z rozciętych kostek sączyła się krew.
- O Boże, musisz iść do skrzydła szpitalnego! - poleciła, a blondyn spojrzał na nią spode łba.
- No co ty nie powiesz, Smart? - warknął i słabym krokiem poszedł w stronę wyjścia, uciskając ranę. Hermiona nie mogła się powstrzymać i wywróciła oczami, jednak chwyciła swoją torbę i pobiegła za nim.
- Poczekaj, pójdę z tobą - zawołała i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie pani Pince, chwyciła go za ramię, prowadząc na pierwsze piętro. Szli w ciszy przez ciemne, puste korytarze. Słyszeli tylko ciężki oddech Dracona i echo ich kroków odbijające się od ścian zamku.
- Smart, nie jestem małym dzieckiem. Poradzę sobie - blondyn próbował wyswobodzić się z jej uścisku, ale Hermiona nie pozwoliła mu na to i skarciła go spojrzeniem. Jego dłoń wyglądała naprawdę paskudnie i bała się, że zrobił sobie coś poważnego.
- Ale się tak zachowujesz i to mi wystarczy - odpyskowała i uśmiechnęła się triumfalnie.
W odpowiedzi tylko prychnął pogardliwie, jednak przestał się szarpać. Wiedział, że nigdy nie uwolni się od swoich niedoskonałości, ale próbował ją maskować przy innych ludziach i było mu wstyd. Kolejny raz okazał przy niej słabość.
- Gdyby upierdliwość dałoby się przedstawić w kilometrach, twoja sięgałaby stąd do Chicago.
- To najmilsza rzecz, jaką ostatnio od ciebie usłyszałam - odpowiedziała z sarkazmem, co wywołało szczery śmiech chłopaka.
Między nimi znów zapadła cisza, jednak nie przeszkadzała żadnemu z nich.
- Właściwie to czemu mi pomagasz? Podobno mnie nienawidzisz - odezwał się w końcu, patrząc na nią kątem oka.
- Też się nad tym zastanawiam - wyznała szczerze i jeszcze bliżej się do niego przysunęła.

sobota, 12 września 2015

Listy od Nikogo

Witam wszystkich czytelników po długiej przerwie! Nie sądziłam, że przez całe wakacje nie uda mi się wstawić żadnego rozdziału, jednak nie przewidziałam, że dostanę zapalenia oskrzeli, a potem zepsuje mi się laptop. Także przepraszam Was za nieobecność. Niedawno zaczął się rok szkolny, dlatego wszystko powinno wrócić do normy. Nie przedłużając, zapraszam na 8 rozdział :)
★☆★☆★☆

        Hermiona drżąc na całym ciele, wpatrywała się w nocną szafkę, na której znajdował się list przybity nożem. Ostrze było wbite do połowy swojej długości, przecinając się przez szufladę, w której trzymała czyste pergaminy i pióra. Poświata księżyca, która przedostawała się przez niezasłonięte okna, ukazała na podłodze ledwo widoczne rysy. Oprócz tego wszystko znajdowało się nieruszone na swoim miejscu, zauważyłaby nawet książkę przesuniętą o centymetr. Ścisnęła mocniej różdżkę, rozglądając się niespokojnie po pokoju. Ktokolwiek to zostawił, mógł ciągle tu być. Jednak po kilku minutach krążenia i zaglądania do wszelkich miejsc, w których ktoś mógłby się schować, stwierdziła, że oprócz współlokatorek jest sama. Może to jakiś głupi dowcip? Odrzuciła tą myśl, gdy znowu zerknęła na ostry sztylet i idealnie zaklejoną, śnieżnobiałą kopertę. Ze świszczącym oddechem, na trzęsących się nogach podeszła do szafki.
- Bolate Acendelai - szepnęła i nóż wyskoczył lekko do góry, po czym delikatnie upadł, pozostawiając po sobie dosyć głęboką wyrwę w meblu.
Drżącą ręką otworzyła kopertę, w której znajdowała się dbale złożona kartka. Przez delikatny papier przenikały małe, czerwone litery, które sprawiły, że chciała spalić wiadomość i nigdy jej nie odczytać. Jednak podświadomie wiedziała, że musi pokonać niemoc i resztkami sił przeczytała mrożące krew w żyłach słowa:

Sezon polowania na szlamy rozpoczęty, a Ty nie zdołasz się przede mną ukryć.
Nikt.

Szok przejął nad dziewczyną kontrolę i mimowolny szloch wydał się z jej gardła. Zbyt wiele myśli zaprzątały jej głowę, więc nie potrafiła racjonalnie tego przeanalizować. Wiedziała jedno: ktoś zna jej tożsamość, ktoś wie, że nie pochodzi z rodziny czystokrwistej. A co najgorsze - ktoś pragnie jej śmierci. Powoli ogarniała ją panika i podskakiwała na każdy, nawet najcichszy dźwięk. Ulewa wciąż dudniła o dach i dzwoniła o szyby, a gdy rozległ się potężny grzmot, przeraźliwie wrzasnęła. Lavender i Parvati równocześnie wstały ze swoich łóżek jak oparzone i wpatrywały się w nią wielkimi oczami.
- Rose! Co się stało? - zapytała Lavender z przerażoną miną. Musiała wyglądać na naprawdę wystraszoną, skoro dziewczyny to zauważyły. Hermiona stanęła za szafką, w której widniała jeszcze dziura, oraz schowała kartkę w mocno zaciśniętej pięści. Przecież nie mogła powiedzieć im prawdy, bo również dowiedziałyby się kim jest.
- Nic takiego, po prostu... Boję się burzy - powiedziała cicho, z trudem ukrywając trzęsący się głos.
- Może pójdę po pomoc? - zaoferowała się blondynka, na co gwałtownie pokręciła głową.
- Nie ma się czym martwić, poradzę sobie - uśmiechnęła się do koleżanek na znak, że wszystko w porządku. Miała złudną nadzieję, że to im wystarczy i dadzą sobie spokój, lecz one nakręcały się coraz bardziej.
- Na pewno? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Szczerze mówiąc, przez to sama trochę się boję i chyba nie zasnę... - Lavender zatrzęsła się teatralnie, po czym zaczęła wachlować ręką twarz.
- Ja raczej też, ale możemy sobie porozmawiać w ramach odstresowania - zaproponowała Parvati.
Chwilę później obie schowały się w łóżku jednej z nich, zasuwając kotarę. Słyszała, jak mruczą coś do siebie, najprawdopodobniej na jej temat, ale nie dbała o to. Zdążyła się przyzwyczaić, że Gryfonki obgadują ludzi, nawet kiedy znajdują się kilka kroków od nich. Naprawiła szafkę zaklęciem i schowała otrzymane rzeczy do szafy, między grubymi swetrami. Dzisiaj nic nie zdziała, tym bardziej, że dochodziła druga w nocy i czekałaby ją surowa kara, gdyby ktoś odkrył, że nie śpi. Jeden szlaban zdecydowanie jej wystarczał i nie potrzebowała kolejnej konfrontacji ze Snape'em. Jutro z samego rana pójdzie porozmawiać o tym z Ginny, tymczasem musi spróbować zasnąć. Pogoda zdążyła już złagodnieć i burza zmieniła się w przyjemną mżawkę. Nie zawracając sobie głowy przebraniem się w piżamę, zawinęła się szczelnie kołdrą i zacisnęła oczy, próbując jak najszybciej znaleźć się w Krainie Morfeusza. Na szczęście po kilku minutach jej się udało i zasnęła.

        Promienie słońca, które padały prosto na twarz Hermiony, skutecznie ją przebudziły. Niechętnie wstała, czując, że przydałoby jej się jeszcze kilka godzin snu. Utwierdziła się w tym, gdy zobaczyła w lustrze Rose w wersji zombie. Pocieszyła ją jedynie myśl, że już nie musi się przejmować rozczochranymi włosami, ponieważ te świetnie się układały i znały swoje miejsce. Za kilka minut zaczynało się śniadanie, więc musiała się pospieszyć. Wzięła orzeźwiający prysznic, po czym włożyła na siebie nową szatę. Wyciągnęła tajemniczy liścik i schowała go do zeszytu, by pokazać go Ginny.
Zbiegła po schodach prosto do wielkiej sali i już chwilę później znalazła się w ramionach rudowłosej.
- Boże! Czy coś się stało? - zapytała zaskoczona Ginny, lekko odsuwając ją od siebie, by przyjrzeć się jej twarzy. Gdy ujrzała na niej mieszankę strachu i zdruzgotania, ponownie objęła przyjaciółkę. - Powiedz mi, co ci zrobił ten drań?
- C-co? - Hermiona oderwała się od niej, nie wiedząc kogo ma na myśli.
- Malfoy. Przecież byliście razem na tym szlabanie, więc zgaduję, że to on jest powodem twojego problemu.
- Ach... nie, był dla mnie całkiem miły, oczywiście na swój sposób - uśmiechnęła się z satysfakcją, przypominając sobie jego skruchę. Rozejrzała się i zobaczyła go, jak rozmawia z Teodorem Nottem, popijając czarną kawę. Podobnie do niej, wyglądał na wyczerpanego, ale w krawacie prezentował się naprawdę atrakcyjnie...
Atrakcyjnie, serio? Hermiono, ogarnij się!
- W takim razie przestaję rozumieć, o co tu właściwie chodzi. Możesz mi to wyjaśnić? - poprosiła Ginny, nalewając do dwóch filiżanek owocową herbatę.
Hermiona opowiedziała jej wszystko, nie pomijając żadnego szczegółu, jednocześnie chcąc jak najszybciej dojść do przerażającej wiadomości. Czuła, że wybuchnie, jeśli zaraz się komuś nie zwierzy. Uparcie wpatrywała się w swój napój, kiedy wspomniała o pogodzeniu się z Draconem.
- Czy ty do reszty zwariowałaś? Przecież to Ślizgon! Nie wolno im ufać, knują coś nawet kiedy słodko śpią.
- Nie jestem głupia Ginny. Wiem, że nie gra czysto i będę na niego uważać, ale po prostu musiałam przyjąć jego propozycję. Pamiętaj, że muszę się dowiedzieć co kombinuje i wątpię, żeby cokolwiek mi powiedział, gdybyśmy wciąż skakali sobie do gardeł - wytłumaczyła jej cierpliwie. Najwyraźniej ją przekonała, ponieważ rudowłosa nic nie odpowiedziała, dlatego Hermiona kontynuowała opowieść. Przyjaciółka słuchała jej z uwagą, a po chwili na jej twarz wkradło się czyste przerażenie.
- Jak myślisz, kto mógł to zrobić? - zaczęła, po dłuższej chwili ciszy.
- Nie mam pojęcia, ale do dormitorium nie mogą wejść chłopcy, więc to musiała być jakaś dziewczyna.
- Niekoniecznie - mruknęła po chwili Ginny i podniosła znacząco brwi, zerkając w stronę stołu Ślizgonów.
- Myślisz, że to może być Malfoy? - zmarszczyła czoło zastanawiając się nad tym, czy blondyn mógłby ją przejrzeć. Od początku traktował ją jakoś dziwnie i często jej się podejrzliwie przyglądał, jakby za chwilę miała eksplodować. Z drugiej strony, niezauważalne wtargnięcie do pokoju wspólnego Gryfonu było wręcz niemożliwe. Poza tym cały wieczór spędzili razem, więc musiałby być w dwóch miejscach naraz.
- Nie - stwierdziła po chwili, kręcąc głową. - To niewykonalne, przecież miał ze mną szlaban.
- Mówisz tak, jakbyście z Harry'm i Ronem nigdy nie wśliznęli się do pokoju Ślizgonów - uśmiechnęła się zadziornie i ugryzła kawałek tosta z dżemem. - Zastanów się, niby dlaczego tak się ciebie uczepił? Są na to tylko dwa wyjaśnienia: albo coś podejrzewa, albo mu się spodobałaś.
Hermiona prawie wypluła herbatę, zaskoczona ostatnimi słowami przyjaciółki. Cała czerwona na twarzy, spojrzała na nią spode łba.
- Mam rozumieć, że chce mnie poderwać grożąc śmiercią?
- Może uznał, że kwiaty to zbyt banalny gest byś go zauważyła - zażartowała rudowłosa, chcąc rozluźnić atmosferę. Nie wiedziała, że tymi słowami jeszcze bardziej podjudziła przyjaciółkę, która miała w tej chwili ochotę dokonać na nim okrutnego mordu.
- Nie mam pojęcia w co on ze mną pogrywa, ale mam tego dość - prychnęła niczym rozjuszona kotka i mimowolnie zerknęła w stronę stołu Ślizgonów.
Draco jak gdyby nigdy rozmawiał z Crabbem, Goylem i innymi Ślizgonami, a na jego twarzy gościł, tak dobrze wszystkim znany kpiący uśmieszek. Gdy jakiś uczeń przechodził obok nich, bez żadnego oporu rzucał cicho złośliwe komentarze, by usłyszeli go tylko przyjaciele. W odpowiedzi wybuchali głośnym śmiechem, który przypominał rechot żab.
- Ale mogę się dowiedzieć - dodała z chytrym uśmieszkiem, a w jej oczach pojawiły się tajemnicze iskierki.
- Co ty chcesz... Hej, poczekaj! - zawołała za nią Ginny, ale Hermiona zignorowała jej protesty i wstała gwałtownie, ruszając w stronę Ślizgonów.
Miała dość jego bezczelności i prostactwa, które okazywał na każdym kroku. Nie da mu się zastraszać i zostać obiektem jego kpin. W tej chwili miała gdzieś, że znowu się znienawidzą. Musieli sobie wyjaśnić kilka spraw, a Draco Malfoy będzie się przed nią grubo tłumaczyć, czy tego chce czy nie.

        Pewien blondyn siedział w Wielkiej Sali, wpatrując się ze zmęczeniem w swoją kawę i powłóczyście obracając filiżankę w dłoniach. Z dnia na dzień wyglądał i czuł się coraz gorzej, a dziś nie pomogła mu nawet, jak dotąd niezawodna dawka kofeiny. Już niedługo jego ojciec odwiedzi szkołę, by odebrać od niego raport dla Czarnego Pana. Pozycja jego rodziny zależała teraz od niego, a on nie był gotowy kolejny raz wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Rok temu dostał zadanie równie trudne, ale wtedy był pewny, że mu się uda. Teraz nie wierzył w swoje umiejętności, ale robił to dla swoich rodziców. A ta mała, złośliwa Gryfonka stanowiła klucz do jego sukcesu. Wczoraj udało mu się z nią pogodzić, ale nie wiedział czy już straciła czujność. W dalszym ciągu musi na nią uważać.
Po chwili przysiedli się do niego najlepsi przyjaciele i Pansy, która od razu znalazła sobie miejsce obok i jak zwykle przykleiła się do jego ramienia.
- Hej stary, coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej - zauważył Teodor Nott, przyglądając mu się uważnie.
- I tak lepiej niż wy wszyscy razem wzięci - warknął w odpowiedzi, skutecznie ich uciszając. Zorientowali się, że Draco ma zły humor, więc woleli nie budzić smoka. Zamiast tego spróbowali rozluźnić atmosferę i zaczęli naśmiewać się z innych uczniów. Okazało się, że trafili w dziesiątkę, ponieważ chłopak rozsiadł się na stole i do nich dołączył, rzucając najbardziej ciętymi ripostami.
- Przykro mi, że muszę przerwać waszą kretyńską zabawę, ale mam sprawę do Malfoya - nagle przed nimi pojawiła się Rose Smart. Musiał przyznać, że od samego początku działała mu na nerwy, ale była mu potrzebna, dlatego znosił jej humorki.
- Witaj Smart, mnie też jest miło cię widzieć. Twój wygląd idealnie odwzorowuje urok twoich powitań - uśmiechnął się złośliwie, a jego komentarz spotkał się z kolejną salwą śmiechu.
- Nawzajem Malfoy. Musimy pogadać. Na osobności - dodała szybko, gdy zobaczyła jak najbliższe grono Ślizgonów zamilkło, czekając aż coś powie.
Draco poczuł jak ogarnia go złość. Jak ona śmie mu rozkazywać? Miał ochotę ją wyśmiać, ale zamiast tego zachował spokój i uśmiechnął się sztucznie. Odegra się na niej na swój własny, ślizgoński sposób.
- Jasne - Powiedział ku rozczarowaniu kolegów i z wielką gracją zeskoczył ze stołu, ruszając w stronę wyjścia. Minął zaskoczoną dziewczynę, lekko uderzając o jej ramię w ramach zaczepki. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zauważył irytację malującą się na twarzy Gryfonki. Widocznie to ona chciała mieć kontrolę, ale w takim razie nie wiedziała z kim zadarła. Słyszał, jak Rose za nim biegnie, próbując go dogonić, jednak on zdążył już schować się za drzwiami i oprzeć się o ścianę. Gdy blondynka pojawiła się tuż przed nim, szukając go wzrokiem, zaszedł ją od tyłu i jedną ręką złapał ją w pasie, a drugą zakrył usta.
Widocznie udało mu się ją przestraszyć, bo dziewczyna zaczęła się szarpać i wyrywać. Jego śmiech zmienił się w głuche warknięcie, kiedy jej noga trafiła w czuły punkt. Automatycznie zrobiło mu się czarno przed oczami, więc ją puścił, zwijając się z bólu. W tej chwili dziękował wszystkim bogom, że nikt tędy nie przechodził i nie widział go w tym stanie.
- Cholera jasna! Nie znasz się na żartach? - wykrztusił z siebie, gdy już zaczął dochodzić do siebie.
- Przestraszyłeś mnie kretynie i to kolejny raz! - krzyknęła z wyrzutem.
- Sama się o to prosisz. Podchodzisz do MOJEGO stołu, rozstawiasz wszystkich po kątach i rządzisz się jak księżniczka. Czego się spodziewałaś?!
Po chwili oboje stracili nad sobą kontrolę i zaczęli na siebie wrzeszczeć.
- Wczoraj włamałeś się do mojego pokoju, przyznaj się! 
- A niby po co miałbym to robić?
- Nie udawaj. Zresztą czego mogłam się spodziewać po kimś takim jak ty? To było oczywiste, że się nie przyznasz - powiedziawszy to, obróciła się na pięcie i poszła w drugą stronę.
- Czekaj, do cholery! - zawołał za nią i pociągnął ją za ramię. - Mogłabyś mi wytłumaczyć o co chodzi? Kompletnie nie wiem o czym mówisz.
- Dopadła cię skleroza, a może ktoś rzucił na ciebie zaklęcie zapomnienia? Dziś w nocy ktoś zmasakrował moje rzeczy i zostawił karteczkę z groźbą - popatrzyła mu twardo w oczy, jakby chciała się w nich doszukać czegoś, co zdradziłoby jego winę. Zauważyła jednak, że bardzo go zaskoczyła.
- Pewnie ktoś zrobił ci głupi żart, a ty jak zwykle wzięłaś go na poważnie. Mogę cię tylko zapewnić, że to nie byłem ja, ani żaden inny Ślizgon.
- Skąd ta pewność? 
- Pomyśl trochę, chyba jesteś w tym całkiem dobra, prawda? Dowiedziałbym się, gdyby ktoś z mojego domu chciał wykręcić komuś jakiś numer - wytłumaczył, chociaż Rose wciąż wyglądała na nieprzekonaną.
- Nie wiem, czy mam ci wierzyć, ale proszę, nie zbliżaj się do mnie, dopóki ta chora sprawa się nie wyjaśni.
Draco chciał za wszelką cenę przekonać dziewczynę do swojej racji. Gdyby został oskarżony o coś, co rzeczywiście zrobił, zignorowałby to i poczekałby, aż sprawa ucichnie. Jednak zależało mu na relacji z tą Gryfonką, by wykorzystać ją do swojego planu. A teraz został przez nią niesprawiedliwie osądzony i wszystko szlag trafił! Poza tym jego duma właśnie została urażona, dlatego musiał to wyjaśnić, w tej chwili.
- Posłuchaj...
- Przepraszam... - usłyszeli cichy głosik i oboje odwrócili się w stronę jakiejś Puchonki. Kojarzył ją ze szpitala, pomagała pani Pomfrey i zajmowała się nim, gdy miał kontuzję kolana po meczu quidditcha. Najwyraźniej biegła, ponieważ była zdyszana i ledwo mówiła. - To ty jesteś Rose Smart?
- Tak to ona, ale jest zajęta - burknął zirytowany. Czemu właśnie teraz ktoś musiał im przerwać?
- Och zamknij się już, Malfoy. O co chodzi? - zwróciła się do nieznajomej. Wyglądała na przestraszoną i podekscytowaną jednocześnie, co niezwykle go zaintrygowało.
- Ten chłopak, którego niedawno uratowałaś... Obudził się.
- Co z nim? - zapytała Rose, zanim zrobił to Draco.
- Pytał o ciebie. Chciałby się z tobą zobaczyć.

wtorek, 14 lipca 2015

1 Miniaturka

Tak jak zapowiedziałam, wstawiam dla Was przeprosinową miniaturkę. Nie jest jakimś nadzwyczajnym dziełem, ale jeżeli ktoś lubi coś lekkiego i słodkiego - powinna mu się spodobać. Miesiąc temu pojawiła się na konkursie Katalogu Granger, ale teraz trochę ją zmieniłam, moim zdaniem na korzyść. Napiszcie co myślicie :)
Buźka! :*
★☆★☆★☆

        Siedział w Wielkiej Sali, nalewając do filiżanki świeżo zmieloną kawę. Od kilku tygodni miał problemy ze spaniem, dlatego rano nie marzył o niczym innym, niż o cudownej dawce kofeiny. Przyjemny zapach dostał się do jego nozdrzy i chłopak automatycznie przymknął oczy. Przez głowę przeszła mu gorzka myśl, że ten dzień mógłby być idealny. Mógłby, ale nie będzie. Chwilę później przysiedli się do niego najlepsi przyjaciele. Goyle i Crabbe kłócili się, która polewa smakuje lepiej do lodów czekoladowych, a Pansy dosłownie uwiesiła się ramienia Theodora Notta. Blaise zaczął coś do niego mówić na temat quidditcha, ale Malfoy nie był tym szczególnie zainteresowany i brunet chyba to wyczuł.
 - Na gacie Merlina! Stary, wybacz, że to powiem, ale wyglądasz okropnie - przyjrzał mu się zaniepokojony i pomachał ręką przed jego twarzą, bo nie był pewny, czy chłopak w ogóle go słucha.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - burknął Draco, dopijając kawę.
- Chcesz pogadać? - zapytał, ale blondyn pokręcił tylko głową.
Niby co mu miał powiedzieć? Jego świat właśnie legł w gruzach i żadne słowa nie dodadzą mu otuchy. Na szczęście już za tydzień czekają go Owutemy i skończy szkołę. Wróci do domu i znajdzie dobrą pracę w Ministerstwie Magii. Od niepamiętnych czasów marzył o tej chwili - chciał być dorosły i zacząć decydować o swoim życiu. Zapewne cieszyłby się z tego powodu, gdyby nie jedna osoba. A była nią dziewczyna, która właśnie zasiadła przy stole Gryfonów, nakładając na talerz ulubioną zapiekankę ziemniaczaną. Gdy tylko ją zauważył, cały świat przestał istnieć. Nic nie słyszał, jakby zanurzył się w wodzie, a kawa, która jeszcze chwilę temu wydawała się mu dziełem bogów, zrobiła się jakaś nijaka. Poczuł, że nie przełknie ani kęsa i nie pomyśli już o niczym innym, niż o tych cudownych, czekoladowych oczach. Jak to możliwe, że ta mała i zadziorna Gryfonka doprowadziła go do takiego stanu? Nigdy nie przypuszczał, że ktoś do tego stopnia zawładnie jego sercem. Tymczasem zrobiła to Hermiona Granger...

        Rozpoczął siódmy rok nauki rok po wojnie. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak trudno było mu wrócić do szkoły. To tutaj wydarzyło się tyle strasznych rzeczy, które pozostawiły po sobie głębokie blizny, które powoli się goiły, ale pozostały już na zawsze. Rodzice odradzali mu ten pomysł i nie podzielali jego decyzji, ale mimo to nie zmienił zdania. Chciał zmierzyć się z rzeczywistością i w miarę możliwości - przeprosić za swoje grzechy. Jego najbliżsi przyjaciele również zdecydowali się kontynuować naukę, mógł więc liczyć na ich wsparcie. Pierwszego września na trzęsących się nogach wszedł do pociągu, czując na sobie spojrzenia wszystkich uczniów. Zdawał sobie sprawę z tego, co sobie o nim myśleli: morderca i zdrajca. Oczywiście nie dał po sobie poznać, że coś go obchodzi zdanie innych. Nałożył na twarz maskę bez emocji i nie zaszczycając nikogo spojrzeniem, ruszył wgłąb korytarza. Tak naprawdę chciał stąd uciec gdzie pieprz rośnie i wiedział, że za chwilę nie wytrzyma i to zrobi. Nagle tuż przed nim pojawiła się jakaś drobna istota. Jej roześmianą twarz otaczały kasztanowe loki, dzięki którym od razu ją poznał. Granger. Z kotem pod pachą, szatą zapiętą nie na ten guzik i skarpetkami nie do pary wyglądała naprawdę przekomicznie. Jedyne, co mogło tłumaczyć tak absurdalny wygląd Hermiony, to to, że musiała zaspać. Blondyn uśmiechnął się lekko pod nosem i przystanął, przyglądając się dziewczynie. Na szczęście nie zauważyła go, ponieważ rozmawiała o czymś z przyjaciółmi, za co podziękował w duchu. Jeszcze przed chwilą czuł się tak podle, a teraz ta Gryfonka cudownym sposobem dała mu siłę i nadzieję na lepsze jutro. Nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego akurat ona - przyjaciółka Pottera, Panna-Wiem-To-Wszystko tak na niego wpłynęła. Nawet jej nie lubił. A może to jakiś znak? Jeżeli tak, to musi jeszcze dziś z nią porozmawiać.
I tak to się zaczęło.

        Nigdy nie przywiązywał większej wagi do walentynek. Uważał, że każdy mężczyzna powinien dbać o swoją kobietę każdego dnia, nawet bez okazji. On osobiście nigdy nie miał nikogo, dla kogo mógłby się starać, ale zmieniło się to w tym roku.
Zdążył się nauczyć jej planu lekcji na pamięć. Ukrył się w pustym korytarzu tak, żeby nikt go nie zauważył i wyglądał co chwilę, szukając między wracającymi z zajęć uczniami burzy włosów. Mimowolny uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy w końcu ją ujrzał. Złapał ją za łokieć, gdy przechodziła obok niego, ze schowanym nosem w książce. Pisnęła przestraszona, a na jej twarzy pojawiło się poirytowanie, kiedy zobaczyła swojego oprawcę.
- Bardzo śmieszne, Malfoy. Mówiłam ci już, żebyś tego nie robił!
- Niby czego? - zapytał z miną niewiniątka. Prychnęła, ale postanowiła nie drążyć tematu - wiedziała, że to nie ma sensu.
- Czego chcesz?
- Pomyślałem, że wybierzemy się razem na spacer do Hogsmeade - zamrugała kilka razy, zaskoczona jego propozycją, ponieważ nigdy nie wychodzili razem poza mury szkoły. Przez chwilę zastanawiała się, co odpowiedzieć.
- Niby dlaczego miałabym tam z tobą pójść?
- A masz coś lepszego do roboty? - zapytał, uśmiechając się nonszalancko.
Westchnęła, ale nie dała za wygraną. Udawała niedostępną, nawet kiedy ich stosunki wyraźnie się ociepliły i spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Mimo to, zawsze udawało mu się wyciągać ją na długie spotkania do biblioteki, albo na wieżę astronomiczną, żeby byli tylko sami. Bardzo ich potrzebował, w końcu Hermiona jako jedyna potrafiła go zrozumieć i tylko ona mu wybaczyła. Tylko ona z zainteresowaniem słuchała tego, co ma do powiedzenia, tylko jej obecność ukoiła jego rozdartą duszę. Tylko jej udało się roztopić lód otaczający jego serce, niczym mur.
- Podaj mi trzy powody, dlaczego powinnam z tobą iść, a może się zgodzę - odparła, nie kryjąc rozbawienia.
- Po pierwsze, są walentynki i głupio spędzać ten dzień samemu w dormitorium. Po drugie, nauczyciele nie zadali nam żadnej pracy domowej, dlatego i tak nie masz nic lepszego do roboty. I po trzecie, ta randka będzie spełnieniem twoich najskrytszych marzeń - mrugnął do niej flirciarsko, na co Gryfonka roześmiała się szczerze.
- Mówię poważnie. To jak będzie, Granger?
- Za pięć minut przy wejściu głównym, Malfoy.
Śnieg rozpadał się na dobre i już po kilku minutach drżeli z zimna. Jednak to nie stanowiło dla nich przeszkody i rozpoczęli bitwę na śnieżki. Później wypili kawę w rzadko odwiedzanej kafejce i po prostu rozmawiali. Właściwie to tylko ona mówiła. Draco zajął się obserwowaniem jej kształtnych ust i fantazjowaniem o ich całowaniu, ale na wszelki wypadek tego nie zrobił. Kiedy wracali do Hogwartu pustą alejką, przyparł ją do ściany i pocałował zachłannie. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego swoim drobnym ciałem, które uwielbiał w każdym calu. Tego dnia coś w nich pękło i nie potrafili dłużej ukrywać swoich uczuć. Objął ją w pasie tak, żeby być jeszcze bliżej niej, choć wiedział, że to niemożliwe. Od tak dawna marzył o tej chwili. Chciał zatopić się w niej, połączyć się w jedno ciało. Być przy niej w każdej chwili, zasypiać i budzić się w tym samym łóżku. Po prostu pragnął, by należała tylko do niego. Doskonale wiedział, że wpadł po uszy, ale co z tego? Już dawno się z tym pogodził i nie zamierzał uciekać. Nie tym razem.
Zaczął obcałowywać jej policzki, żuchwę i szyję, rozkoszując się ciepłem i zapachem skóry dziewczyny. Hermiona westchnęła z przyjemnością i ponownie zatopiła się w jego wargach.
- Kocham cię - wyszeptał między pocałunkami, wiedząc, że nie potrafił dłużej odwlekać tych słów. Kiedy poczuł, że uśmiecha się na jego ustach, miał ochotę wykrzyczeć całemu światu, że jest najszczęśliwszym facetem na ziemi. Nie musiała nic odpowiadać, bez tego wiedział, że odwzajemnia jego uczucia. Podniósł dziewczynę i wirowali dopóki nie stracił równowagi. Wylądowali w zaspie, cicho chichocząc i ciągle się obejmując. Nagle usłyszeli czyjeś kroki i Draco odruchowo odepchnął ją od siebie. Tym kimś okazała się para Ślizgonów z piątej klasy. Blondyn spuścił głowę, udając, że zawiązuje buta. Unikał jak ognia spojrzenia Granger.
- Mało brakowało - westchnął z ulgą, kiedy zakochani zniknęli za zakrętem.
Nikt nie wiedział, że się spotykają i wolał, żeby tak pozostało. Nie dlatego, że się jej wstydził. Po prostu bał się reakcji najbliższych ludzi. Od dziecka rodzice wmawiali mu, że jest lepszy, gdyż pochodzi z czystokrwistej rodziny. Podobne założenie mieli jego przyjaciele, którzy nawet po wojnie wciąż brzydzili się szlamami. Więc co pomyśleliby o nim, gdyby dowiedzieli się, że szaleje za jedną z nich? Hermiona potrafiła to zrozumieć, jednak kiedy podniósł wzrok, zauważył niebezpieczne iskierki w jej oczach.
- Najpierw wyznajesz mi miłość, a teraz udajesz, że mnie nie znasz?
- Hermiono... - wstał i usiłował objąć dziewczynę, ale ta tylko odepchnęła go od siebie i spojrzała z niechęcią.
- Nie dotykaj mnie! Myślałam, że zaczęłam znaczyć coś więcej, niż ta twoja głupia reputacja.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda - znowu spróbował się do niej zbliżyć, co spowodowało, że cofnęła się o kolejnych kilka kroków.
- Po prostu tego nie pojmuję. Jak ty sobie to wyobrażasz? Przez kolejne lata będziemy się ukrywać i nie zaprosisz mnie nawet na kolację? A może zamkniesz mnie w swoim domu, żeby przypadkiem nie zobaczyli mnie sąsiedzi? - w jej pięknych oczach błysnęły łzy, a Draco poczuł się, jakby ktoś przystawił mu do piersi ostry nóż.
- Jak możesz tak myśleć? I proszę cię, nie płacz - sięgnął ręką do jej zarumienionego policzka i gdy tym razem się nie odsunęła, otarł spływającą łzę.
- Zaczynam być zmęczona unikaniem ludzi, kiedy jesteśmy razem. Miałam nadzieję, że coś się zmieni. Chciałabym wybrać się z tobą na spacer po błoniach albo nad jezioro - objęła się rękami i spuściła wzrok, zawstydzona swoim wyznaniem.
- To się zmieni, kiedy...
- No właśnie, kiedy? Obawiam się, że to nigdy nie nastąpi - dziewczyna zmarszczyła czoło, jak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiała. Potem skoncentrowała się, żeby dobrze ująć w słowa swoje myśli. Wzięła kilka głębszych wdechów, chcąc zachować spokój. Bardzo się obawiał tego, co za chwilę powie. Zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że pobielały mu kłykcie.
- Draco, myślę, że powinniśmy odpocząć i dać sobie trochę czasu... - głos Hermiony był przepełniony bólem i wiedział, że nie łatwo jej to mówić.
Te słowa sprawiły, że poczuł jak niewidzialny nóż powoli wbijał się w jego pierś.
- ...Może nie było nam pisane? Sam przyznasz, że to zaszło za daleko. Szlama i arystokrata...
Ostrze przedzierało się przez warstwy skóry i kości, docierając do serca. Wwiercało się w niego brutalnie i zadawało kolejne ciosy.
- ...Oboje powinniśmy myśleć o swojej przyszłości. Za kilka miesięcy czekają nas Owutemy, zakończenie szkoły i planowanie dalszego życia. Może kiedyś...
Tak naprawdę nie wierzyła, że kiedykolwiek jeszcze nadejdzie "kiedyś", za dobrze ją znał. Nóż bezlitośnie rozdzierał każdy milimetr jego serca. Ból rozchodził się po całym ciele, a on zastanawiał się, jakim cudem jeszcze żyje? Już nieraz się kłócili, trzaskali drzwiami i krzyczeli, że mają siebie dość. Tym razem Granger mówiła ze spokojem i stanowczością, i podświadomie zdawał sobie sprawę, że nie żartuje.
- Masz rację - odpowiedział i uśmiechnął się na znak, że wszystko w porządku.
Miał nadzieję, że dobrze kłamał.
Tymczasem stał przed nią i krwawił. Każdy odcinek jego ciała był przepełniony cierpieniem, jego dusza krzyczała, a resztki porwanego na strzępy serca wołały o pomoc.
Hermiona wspięła się na palce i złożyła na jego policzku pożegnalny pocałunek.
- Trzymaj się, Draco - szepnęła smutno i odeszła, zostawiając go samego. Po chwili położył się na ziemi i zamknął oczy, marząc by pochłonął go śnieg. Jak to możliwe, że jeszcze przed chwilą chciało mu się skakać z radości, a teraz nie widział już sensu życia?

        Od tamtego dnia minęły prawie cztery miesiące. Jego rany częściowo się zagoiły, jednak wciąż nie mógł się pogodzić z myślą, że już nigdy nie schowa twarzy w lśniących lokach dziewczyny. Nie wywoła uśmiechu na jej buzi i nie pocałuje jej ust. Cholera, brakowało mu nawet jej irytujących uwag i wzajemnych docinek! Hermiona chyba wyczuła jego intensywne spojrzenie, bo zerknęła na niego karcąco, na co parsknął śmiechem. Wciąż potrafili zrozumieć się bez słów.
- Z czego się tak cieszysz? - zapytała Pansy, która rozsiadła się na kolanach Notta. W odpowiedzi machnął lekceważąco ręką, nawet nie zaszczycając koleżanki spojrzeniem. Za wszelką cenę nie chciał stracić kontaktu wzrokowego z Granger. Dziewczyna obrzuciła go czujnym spojrzeniem i zmarszczyła czoło. Chyba dostrzegła jego cienie pod oczami i niezwykle bladą skórę. Uniosła brwi pytająco, na co pokręcił głową, chcąc przekazać, że to nic takiego i nie warto się tym przejmować. Ich niewerbalną komunikację musiał zauważyć siedzący obok niej Potter, bo podążył za wzrokiem przyjaciółki. Gdy natrafił na blondyna, wzburzył się i mówił coś do Granger podniesionym głosem. Rozmowę usłyszał Ron i teraz oboje mierzyli ją nieufnym spojrzeniem, urządzając przesłuchanie. Tego było za wiele. Wstał gwałtownie, ale zawahał się, gdy pomyślał o tym, co właściwie chce zrobić. Jego przyjaciele przerwali rozmowę i wpatrywali się w niego pytająco. Wiedział, że musi podjąć decyzję, która może odmienić jego życie. Zamknął oczy i jego głowę uderzyła fala wspomnień.
Siedzi z nią w bibliotece i odrabiają swoje lekcje, trzymając się za ręce pod stołem.
Patrzy w dal i podziwia zachodzące słońce. Granger leży obok, z głową wspartą na jego piersi.
Crabbe i Goyle mówiący z obrzydzeniem o zdrajcach krwi.
Trzyma ją na kolanach i wdycha słodki, lawendowy zapach jej włosów.
Kłócą się, po czym Hermiona zamyka się w łazience. Chłopak siada za drzwiami i cierpliwie czeka, aż wyjdzie.
Nagle zdał sobie sprawę, że zdanie innych ludzi jest warte tyle co nic, jeżeli w zamian miałby przy sobie tą cudowną dziewczynę.
Już wiedział, co powinien zrobić.

        Hermiona zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia i przerażenia, gdy zauważyła, że Malfoy idzie w jej kierunku z groźną miną. Nie wiedziała co zamierza zrobić, ale to na pewno nie wróżyło niczego dobrego...
Kiedy dotarł do stołu Gryfonów, złapał Harry'ego i Rona za szaty, i podniósł do góry.
- Nigdy więcej. Nie podnoście. Głosu. Na moją. Dziewczynę. Zrozumiano? - syknął i zmierzył ich morderczym wzrokiem. Mocniej zacisnął pięści na ich ubraniach, dając do zrozumienia, że nie żartuje. Chłopcy spojrzeli na niego z ogłupiałą miną, nie wiedząc o kogo mu chodzi. Nie przeszło im nawet przez myśl, że ktoś taki jak on, mógłby zakochać się w ich przyjaciółce. Hermiona zakryła usta dłonią i pokręciła głową, dając mu znak, żeby przestał. On nie miał takiego zamiaru, więc odpowiedział tylko szelmowskim uśmieszkiem.
- Malfoy, o kim ty mówisz?! - pisnął z przerażeniem Ron.
Wszyscy Gryfoni zaczęli się przyglądać rozgrywającej się scenie z ciekawością, a później dołączyli do nich inni uczniowie. Wtedy Blondyn puścił tych kretynów i chwycił w pasie swoją ukochaną, zmuszając do wstania. Potem spojrzał jej głęboko w oczy, co wyrażało więcej niż tysiąc słów. Wszystkim, którzy byli świadkami tej sceny, dosłownie opadła szczęka. Draco Malfoy i Hermiona Granger - odwieczni wrogowie, właśnie obściskują się w Wielkiej Sali!
- Malfoy, co ty wyrabiasz? Wszyscy się na nas patrzą... - zaczęła wyraźnie speszona dziewczyna i położyła mu dłonie na piersi, chcąc go odepchnąć. Ten chwycił jej ręce i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Nie potrafił jej odpowiedzieć na to pytanie, sam nie rozumiał swojego zachowania. Gdyby ktoś wcześniej powiedziałby, że zrobiły to dla tej niesfornej Gryfonki, na pewno wyśmiałby go i wysłał do dobrego psychiatry w Świętym Mungu.
- Nie potrafię sobie wyobrazić, że już nigdy się do mnie nie uśmiechniesz, nie złapiesz mnie za rękę, nie powiesz, że jestem zakochanym w sobie dupkiem, nie zaczniesz gadać rzeczy, których kompletnie nie rozumiem, ale mimo to uwielbiam ich słuchać. Nie mogę znieść myśli, że kiedyś spojrzysz na innego faceta, tak jak patrzysz teraz na mnie. Dlatego zostań. Jeśli zostaniesz, zrobię dla ciebie wszystko. Koniec z ukrywaniem się. Niech wszyscy zobaczą, jak cię kocham - po tych słowach wpił się w usta dziewczyny.
Jeszcze nigdy nie włożyli w to tyle pasji i namiętności. Pocałunkiem wyrazili swoją tęsknotę, bezgraniczną miłość i przeprosiny. Granger co jakiś czas z czułością szeptała jego imię, a on rozkoszował się tą magiczną chwilą. Usłyszeli pojedyncze gwizdy i westchnienia, jednak nie zwracali na to uwagi. W tym momencie poza nimi nie istniało nic.
- I co teraz? - zapytała, gdy wreszcie oderwali się od siebie.
- Jak to co? W końcu możemy wybrać się na spacer po błoniach - posłał jej zawadiacki uśmiech, na co Hermiona roześmiała się i ruszyła z nim w kierunku wyjścia.