Rozdział dedykuję mojej nowej czytelniczce samtonazwij, wszystkiego najlepszego kochana! :)
★☆★☆★☆
Od razu poznała Amycusa Carrowa. Przysadzisty mężczyzna patrzył na nią rozbieganym spojrzeniem i wrzasnął ze wściekłością:
- Co się tak gapisz?! Zmiataj stąd, ale już! - brutalnie odepchnął dziewczynę na bok i poszedł dalej. Gdyby nie pomoc przyjaciółki, pewnie uderzyłaby głową o szybę.
- Lepiej chodźmy do przedziału, zanim znów wpadniesz w jakieś kłopoty - zaproponowała Ginny i Hermiona bez słowa zajęła swoje miejsce, najbliżej okna.
- To będzie wspaniały rok, co? - westchnęła i oparła się o szybę, wpatrując w twarze rodziców, machających do swoich dzieci. Na jednych malował się niepokój, a na kolejnych bezradność i rezygnacja. Może domyślali się, że być może ostatni raz widzą swoje pociechy całe i zdrowe? Strażnicy wyprowadzali właśnie jakąś kobietę, która machała rozpaczliwie rękami i wykrzykiwała imię syna. Brunetka zacisnęła mocno powieki, by nie patrzeć na odgrywającą się scenę. Na szczęście chwilę później ruszył pociąg i kiedy zakręcił, peron zniknął jej z oczu. Nie wiedziała, ku czemu zmierza i co ją czeka, ale wierzyła, że da sobie radę.
- Jak myślisz, kto zostanie twoje miejsce prefekta? - zapytała prawie bezgłośnie Ginny.
- Nie wiem. Wątpię, żeby jeszcze coś takiego istniało. W końcu to oznaczałoby, że uczniowie mieliby wpływ na decyzje Snape'a - wzruszyła ramionami na znak obojętności i odwróciła się w stronę okna, patrząc na słońce. Na tle licznych zmartwień Hermiony tego typu rzeczy wydawały się być tylko niegroźnymi błahostkami. Siedziały tak, nic nie mówiąc przez kilka minut, dopóki drzwi przedziału nie otworzyły się z hukiem.
- Cześć! - usłyszały znajome głosy i odwróciły się ożywione w tamtą stronę.
- Neville, Luna! - krzyknęły równocześnie z uśmiechem. Jak dobrze ujrzeć znajome twarze.
- Jak się masz, Ginny? - zapytał Neville, nerwowo zerkając na Hermionę. No tak, nie zna jej.
- Jestem Rose. Pewnie mnie nie kojarzycie, ale możemy się poznać, prawda? - podała chłopakowi rękę, którą nieśmiało uścisnął, a Luna pomachała jakimś magazynem, który akurat trzymała. Nie trudno było się domyślić, co mogła czytać.
- Twój tata wciąż sprzedaje "Żonglera"? - zagadnęła blondynkę, która już usadowiła się wygodnie naprzeciwko niej i włożyła na nos widmokluary.
- O tak, bardzo mu się powodzi. Tatuś kupił mi nawet za zarobione pieniądze nowe buty - odpowiedziała uradowana i pokazała swoje błyszczące trampki w kolorowe wzorki.
Ksenofilius jako jedyny redaktor, pisał w swoich gazetach prawdę i nakłaniał w nich ludzi do popierania Harry'ego. Hermiona czuła do niego za to nieopisaną wdzięczność. Dobrze, że czarodzieje mieli jeszcze dostęp do nieprzekręconych wiadomości.
- Są naprawdę super. A ty Neville gdzie podziałeś swoją ropuchę?
- Gdzieś tu była... Ej, Teodoro! - zsunął się z siedzenia na podłogę, by złapać uciekinierkę. Po chwili wychylił się ze zdobyczą ukrytą w rękach i gdy zobaczył chichoczące dziewczęta, mimowolnie okrył się pąsem.
- Nie martw się, Krzy... to znaczy mój kot też często mi ucieka - pocieszyła go i poklepała po ramieniu.
- A gdzie się teraz podziewa? Słyszałam, że czasem w ich sierści można znaleźć Nargle.
- Nie zabrałam go ze sobą. Jest po prostu... za stary - bąknęła, wciskając się głębiej w kanapę. Nienawidziła kłamać! Nawet drobne oszustwa przyczyniały się do coraz większego bałaganu. Jak długo da radę to znieść?
- Szkoda. Czy Harry i Ron zamierzają wrócić z nami do Hogwartu? - zapytała Luna, zerkając na rudowłosą przez swoje kolorowe okulary.
- Nie. I nie mówmy o nich dobrze? Nie chcę sobie narobić problemów już na samym początku.
- Szkoda. Przy nim czułam się, jakbym miała przyjaciela.
Wszyscy poczuli się zakłopotani wyznaniem Krukonki. Swoją szczerością zawsze wywoływała u ludzi mieszaninę zawstydzenia i skrępowania.
- My jesteśmy twoimi przyjaciółmi, Luno - wszyscy pokiwali głowami, potwierdzając słowa Ginny, a potem szybko zmienili temat.
Gdy dotarli na miejsce, słońce powoli chowało się za dalekimi górami i lasami. Horyzont zabarwił się na czerwono, a na niebie pojawił się księżyc. Przy każdym wejściu do Hogwartu stali Śmierciożercy, a wokół zamku krążyła grupka Dementorów. Hermiona poczuła znajomy chłód i smutek, i okryła się szczelniej szatą. Wraz z resztą uczniów weszła do Wielkiej Sali, gdzie czekali na nich nauczyciele na czele ze Snapem. Jak zwykle na środku ustawiono cztery długie stoły, na których leżały połyskujące talerze i sztućce. Pomieszczenie ozdabiały latające świece, które oświetlały ciemne już sklepienie. Dziewczyna zagotowała się ze wściekłości na widok byłego nauczyciela eliksirów. Miała ochotę do niego podejść i wygarnąć, że odpowiada za śmierć Dumbledora i to przez niego straciła najlepszych przyjaciół. Ostatecznie jednak siadła grzecznie na swoim miejscu, patrząc wyczekująco na nowego dyrektora szkoły. Wyglądał tak samo jak zwykle: tłuste włosy okalały bladą, szczupłą twarz i lekko przysłaniały czarne oczy o zimnym spojrzeniu. Jednak wielkość jego bestialstwa i okrucieństwa wszystko przyćmiewała i Hermionie wydawało się, że ma przed sobą zupełnie innego człowieka. Co prawda nigdy go nie lubiła, ale traktowała z należytym szacunkiem. Teraz nawet gdyby miała użyć całego zapasu siły woli, nie zdołałaby go traktować tak jak dawniej. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że nikt nic nie mówi. Nie słyszała zwykle towarzyszących pierwszego dnia podnieconych szeptów i śmiechów. Wszyscy stali cicho i wpatrywali się w Snape'a, który wyszedł na środek sali i przemówił głębokim głosem:
- Wielu z was zapewne domyśla się, jak będzie wyglądał ten rok. Nie zamierzam temu zaprzeczać. Oprócz tego, że każdy ma obowiązek uczęszczania na lekcje Amycusa i Alecto Carrowów, jest kilka nowych zasad. Tym razem nie będzie prefektów. Zamiast nich wybiorę kilka osób do pomocy w nadzorowaniu innych. Cisza nocna zaczyna się o dwudziestej. Uczniowie mają dostęp tylko do biblioteki, klas oraz swoich dormitoriów. Spacery po zamku i błoniach uznałem za zbędne. Wszystkie wyjścia, oprócz głównego, zostały zabezpieczone silnymi zaklęciami i radzę się o tym nie przekonywać na własnej skórze. Nikomu nic się nie stanie, jeśli będziecie przestrzegać regulaminu.
- Co za bzdury! - mruknęła Hermiona do Ginny. Nie istniało już takie słowo jak bezpieczeństwo, więc po co zamydlać oczy tym wszystkim dzieciakom i im je zapewniać? Miała nadzieję, że nie tylko ona zdaje sobie z tego sprawę i nikt nie da się zwieźć pustym słowom mężczyzny. Gdy skończył przemowę, profesor Mcgonagall rozpoczęła ceremonię przydziału. Bardziej niż zwykle przerażone dzieci, na trzęsących się nogach podchodziły na środek sali i wkładały na głowę stary kapelusz. Tiara nie zabawiała nikogo ułożonym przez siebie wierszykiem. Uczyniła swoją powinność, a potem zniknęła. Gryfonka zauważyła, że w tym roku uczniów jest o prawie połowę mniej niż w ubiegłych latach. Miała wielką nadzieję, że to dlatego, że pozostałym udało się uciec. Nie chciała myśleć o tym, że komukolwiek mogło się coś stać.
- Jeszcze jedno. Dowiedziałem się, że Harry Potter nie pojawił się dzisiaj w pociągu - powiedział głośno Snape, kiedy już wszyscy zostali przydzieleni do swoich domów. Uczniowie zaczęli coś mruczeć pod nosem, ale przestali, gdy dotarło do nich spojrzenie dyrektora.
- Jeśli ktoś z obecnych tu osób wie gdzie pan Potter się znajduje i zamierza go ukryć, zostanie ukarany. A jeśli ktoś posiada jakiekolwiek informacje i nie zechce mi ich wyjawić, również będzie uznany za winnego. Więc jeżeli ktoś ma coś na sumieniu, radzę to dobrze przemyśleć i powiedzieć mi o tym teraz.
Mówiąc to wwiercał swoje spojrzenie w Ginny, która opuściła głowę, wpatrując się z wielkim zainteresowaniem w swoje buty. Hermiona również schowała się za plecami jakiegoś chłopaka, by nie znaleźć się w polu widzenia jego przebiegłych, czarnych oczu. Nikt się nie odezwał, więc Snape klasnął, a na stole pojawiły się gorące potrawy, przygotowane przez domowe skrzaty. Kiedy nauczyciele i uczniowie zabrali się za jedzenie, wyszedł prawdopodobnie do gabinetu, a za nimi dwoje Śmierciożerców. Mimo, że dziewczyna nie czuła głodu, nałożyła na talerz kawałek lazanii i budyń waniliowy. Wzięła pierwszy kęs i dopiero wtedy poczuła jaka była głodna. Chwilę później pożerała kolację z prędkością światła. Przez cały miała nieodparte wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Kiedy się rozejrzała, okazało się, że miała rację. Siedzący na drugim końcu sali blondyn bezwstydnie się w nią wpatrywał. Normalnie Hermiona nie zwróciłaby na to większej uwagi i odwróciłaby wzrok, ale coś dziwnego było w jego spojrzeniu. Przyglądał jej się z niedowierzaniem, a może... ze wstrętem? Z takiej odległości nie mogła tego ustalić, ale z całą pewnością nie było to nic miłego. Zmieszana jego zachowaniem, odłożyła sztućce i podniosła się z ławki. Miała ochotę jak najszybciej stąd wyjść i udać się do swojego dormitorium.
Gdy w końcu udało jej się dotrzeć do swojego pokoju, gdzie czekał na nią kufer, od razu pobiegła pod gorący prysznic. Niczego tak nie pragnęła w tej chwili jak snu, dlatego szybko się umyła i wskoczyła do ciepłego łóżka. Gdyby nie wyczerpująca podróż i kolacja, prawdopodobnie nie zasnęłaby tak łatwo. Mimo, że była mocno zaniepokojona zachowaniem Dracona Malfoya, postanowiła się nim nie przejmować, tak jak to miała w zwyczaju. Jednak nie mogła się pozbyć z myśli przestraszonych twarzy jedenastolatków i złowieszczych słów Severusa. Co jeśli odkryje kim jest? W końcu ma do czynienia z mistrzem czarnej magii i na pewno gdyby chciał, dałby radę złamać rzucony urok. Przecież jest tylko początkującą, całkiem niegroźną czarownicą!
Nie zadręczała się tym długo, gdyż odpłynęła do krainy Morfeusza.
Już następnego dnia, tuż przed lekcjami, zamierzała udać się do ukochanego miejsca, gdzie mogła odetchnąć i zająć się czymś przyjemnym. Ubrała się w szkolną szatę i zabrała ciężką od nadmiaru książek torbę, która jakimś cudem jeszcze się nie rozerwała. Weszła do biblioteki, od razu wdychając cudowny zapach ksiąg. Dochodziła siódma, więc w pomieszczeniu panowała idealna cisza, której tak potrzebowała. Pani Prince spojrzała na nią zaskoczona, że o tak wczesnej porze przychodzi ktoś, kto nie wygląda jak Hermiona Granger. Dziewczyna przywitała się z niewinnym uśmieszkiem i usiadła między regałami, przy ulubionym stoliku. Wyciągnęła książkę do Numerologii i zaczęła od początku studiować podręcznik, by się dobrze przygotować na pierwszą lekcję. Była tak skupiona nauką liczb wewnętrznych, że nie zauważyła, że ktoś usiadł po przeciwnej stronie, przyglądając jej się z zainteresowaniem. Gdy podniosła głowę i napotkała stalowe tęczówki, podskoczyła na krześle i pisnęła cicho. Skąd on się tu w ogóle wziął?!
- Na gacie Merlina, przestraszyłeś mnie! Nie nauczyli cię w domu jak się wita ludzi? - obrzuciła Ślizgona karcącym spojrzeniem.
- Nie bądź taka przewrażliwiona. Chcę tylko pogadać - mruknął i przywołał na twarz cyniczny uśmieszek.
Natychmiast przestała mu ufać. Czego on w ogóle od niej chciał i dlaczego dzieli ich mniejsza odległość niż metr? Policzki zaczęły jej płonąć, ale mimo to wyprostowała się i zachowała obojętny wyraz twarzy. Chciała dać mu do zrozumienia, że wcale jej nie wzruszyła jego obecność. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Nagle przyszła jej do głowy nieproszona myśl, że Draco ma naprawdę ładnie zarysowaną twarz i hipnotyzujące oczy, ale szybko się jej pozbyła. Nie wydawałby się jej ani trochę atrakcyjny, nawet gdyby był ostatnim mężczyzną na ziemi. W końcu Hermiona straciła cierpliwość i postanowiła przerwać krępującą ciszę.
- O co chodzi?
- Pominę fakt, że zajęłaś moje miejsce. Ale co ty tu, u diabła robisz o tej godzinie?
- To chyba nie powinno cię interesować. Przychodzenie wcześniej do biblioteki chyba nie jest zabronione, prawda?
- Ktoś tu ma niewyparzony język. W sumie zdziwiłbym się, gdyby było inaczej - zadrwił blondyn i rozsiadł się wygodniej na krześle.
- Nikt ci nie kazał ze mną rozmawiać - poczuła rosnącą wściekłość, ale nie dała się wyprowadzić z równowagi. Blondyn był wredny bez większego powodu dla każdego Gryfona, tylko dlatego, że nosił na piersi plakietkę z czerwonym lwem. Nie mogła znieść jego arogancji i bezczelności. Pomyślała o tym, żeby stąd wyjść, ale w końcu przyszła tu pierwsza i nie da chłopakowi satysfakcji, że udało mu się ją wygonić.
- Wydaje mi się, że nie zostaliśmy sobie przedstawieni - jego oczy wpatrywały się w jej twarz z zaciekawieniem.
- Och, Malfoy nie udawaj, że mnie nie znasz - burknęła. Pewnie znowu sobie w coś z nią pogrywa. Gdy jednak zauważyła, że na twarzy chłopaka pojawiło się zdziwienie, siarczyście przeklęła w myślach. Dopiero teraz sobie przypomniała, że nie jest sobą! Odzywał się do niej tak, jakby od razu wyczuł w niej nieczystą krew i nie dał się nabrać na maskujące czary, przez co sama o tym zapomniała.
- Muszę cię zmartwić, ale to, że o mnie słyszałaś, nie znaczy, że się znamy. I to się tyczy raczej wszystkich ludzi - Jego ręka powędrowała do ust, które dyskretnie zakrył. Chyba chciał powstrzymać uśmiech. Tego już było za wiele. Nie pozwoli mu sobie wejść na głowę, tym bardziej, że teraz jest kimś innym i nie ma powodów się jej czepiać. Jeżeli myślał, że się z niej ponabija, to się rozczaruje.
- Skończyłeś?
- Właściwie mam jeszcze jedną sprawę.
- A więc?
- To może zabrzmieć głupio, ale kogoś mi przypominasz - ręce Hermiony zaczęły się pocić i trząść, ale twarz pozostawała niewzruszona. Opanowała to niemal do perfekcji.
- Bardzo w to wątpię.
- A więc opowiedz mi o sobie - ponownie zlustrował ją wnikliwie, przyprawiając o dreszcze i dziewczyna ostatkiem sił nie uciekła gdzie pieprz rośnie.
- Nazywam się Rose Smart i nienawidzę aroganckich, za bardzo pewnych siebie Ślizgonów.
- Zabawne.
- Zapomniałam dodać, że jestem niesamowicie zabawna - jej słowa ociekały sarkazmem, ale nie mogła się powstrzymać.
- Wszyscy Gryfoni są tacy sami - westchnął zrezygnowany i wstał - do zobaczenia na eliksirach Rose. Będę miał na ciebie oko - uśmiechnął się do niej zawadiacko i wyszedł, zostawiając ją samą. Hermiona miała ochotę rzucić w niego ciężkim podręcznikiem, który miała pod ręką, ale ostatecznie przemilczała jego słowa i wróciła do lektury. Zaniepokoiła się zachowaniem Malfoya. Jeszcze tylko brakowało, żeby przyczepił się do niej ten idiota. A do tego był Śmierciożercą! Nie miała pojęcia o co mu chodziło i czego właściwie od niej chce. Jedno wiedziała na pewno: musi na niego uważać.
Poczekała chwilę, żeby mieć pewność, że znów nie spotka blondyna i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Samotnie zjadła wyjątkowo pyszną zapiekankę i wypiła świeżo zmieloną kawę. Powoli przybywało uczniów, co oznaczało, że za kilka minut zaczną się pierwsze zajęcia. Kiedy zabił dzwon, spojrzała na swój plan lekcji i od razu zaschło jej w ustach. Za chwilę rozpoczynała się obrona przed czarną magią, której w tym roku nauczał Amycus Carrow.
Aww, zakochałam się! Wszystko pięknie rozpisane, ale oczywiście najlepszy wątek, w którym Draco i Rose się spotykają. Wspaniale opisujesz ich charaktery, nigdy nie mogę doczekać się niedzieli, bo uwielbiam Twoje opowiadanie. Oby tak dalej! Mam jeszcze pytanie odnośnie Sheireen. Wiesz czemu nie dodaje rozdziału? Pisała, że miał być w czwartek :/
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz, cieszę się, że Ci się podoba! :)
UsuńSheireen ma ostatnio sporo na głowie i praktycznie nie ma jej w domu, ale doda kolejny rozdział jak tylko będzie mogła.
Naprawdę, ogromnie i wielce jestem pod wrażeniem. Rozdział jest świetny. Podoba mi się ten mroczny klimat w Hogwarcie.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Malfoy coś podejrzewa. Na pewno coś podejrzewa.
Zdziwiłam się, kiedy okazało się, że Granger wpadła na Carrowa, a nie na Draco. Pozytywnie mnie zaskoczyłaś.
Jestem ciekawa czy Draco odkryje prawdziwe oblicze Rose.
Nie mogę się doczekać niedzieli!
Pozdrawiam
Julia.
Wow, wow, wow!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim! Bałam się, że zmienisz Hermionę ale na szczęście nawet jako inna osoba pozostaje taka sama😍A kłotnia Dracona i Rose była po prostu najlepsza, Hermiona mistrz sarkazmu :D
Pozdro ❤ߒˀ
O kurczę, dziękuję Ci serdecznie za dedykację! Super prezent urodzinowy. :D
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o sam rozdział - nie zwiodłaś. :) Po pierwsze: mega pozytywne zaskoczenie, że zaraz na początku Herm nie wpadła na Dracona (chyba każdy to podejrzewał), ale na Carrowa. Coś czuję, że ten typ jeszcze namiesza w jej życiu. Po drugie: Luna! Choć nie odegrała tutaj większej roli, to pięknie ją opisałaś, tak że zapada w pamięć, taka zwariowana i bezpośrednia. Po trzecie: fragment Draco-Rose. Udał się, oj bardzo się udał. :) Cały czas obawiałam się, że Granger się sypnie, że powie coś, co będzie ewidentnie kojarzyło się z Hermioną i Draco się skuma. Próbuję sobie wyobrazić tę nową Hermionę, właściwie Rose z tymi falowanymi blond włosami, ale pewnie jeszcze minie trochę czasu, zanim mi się ona wykrystalizuje w wyobraźni. Pewnie z wyglądu spodoba się Malfoyowi. ;) Choć charakter dalej ma Grangerowaty.
Rozdział bardzo udany i jeszcze raz dziękuję. :) <3
Bardzo mi miło, że Ci się spodobało. :)
UsuńSuper, że udało mi się zaskoczyć początkiem, mam nadzieję, że to nie był ostatni raz. :D
Luna na razie pojawiła się tylko przez chwilę, ale ma w moim opowiadaniu bardzo istotną rolę do odegrania.
Pozdrawiam <3
No, no, rozmowa z Draco - majstersztyk :)
OdpowiedzUsuńWyczuwam, że pewnego dnia się zorientuje, że Rose to Hermiona i na początku albo ją zaszantażuje, albo będzie chciał to zrobić :)
Pozdrawiam,
Lena
milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com
Mrau Malfoy jak zwykle taki jakiego lubię AROGANCKI!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJejku, cudo :p
OdpowiedzUsuńKocham ja piszesz, tak samo zakochałam się w jeszcze kilku blogach, rozmowa Hermi i Draco - pięknie :) Mam ten blog w ulubionych i codziennie patrzę czy czegoś nie dodałaś <3
Życzę weny i pozdrowionka,
An
ps: Wpadnij na mojego bloga http://je-suis-belle-et-forte.blogspot.com/ dopiero zaczęłam :D
Kocham, kocham, kocham. ( Jestem nadal na dysce xD ) Pozdro ;)
OdpowiedzUsuń