niedziela, 31 maja 2015

Niespodziewany ratunek

Hej!
Bardzo się cieszę, że poprzedni rozdział wam się podobał. Jak pewnie zauważyliście, zdecydowałam się zrobić zakładki - tak będzie przejrzyściej. Jeżeli macie pomysły co mogłabym jeszcze dodać, piszcie w komentarzach. Zdecydowanie nie pojawi się zakładka "bohaterowie". Wierzę w waszą wyobraźnię i nie chcę jej w żaden sposób ograniczać. :) Beta jest tymczasowo niedysponowana, ale mam nadzieję, że bez sprawdzania nie jest aż tak źle.
★☆★☆★☆

        Nagle ciszę wypełnił świst i łopot płaszczy. Przed gośćmi pojawiła się spora grupa czarodziei. Każdy był zamaskowany i zakapturzony. Hermiona wyciągnęła różdżkę i wbiegła między przerażonych ludzi, którzy zaczęli biegać, deportując się pospiesznie.
- Ginny! Fred! George! - wołała z rozpaczą, przepychając się przez tłum. Wśród nich znaleźli się członkowie z Zakonu Feniksa wykrzykujący zaklęcia obronne. Co chwilę ktoś na nią wpadał i potrącał. Nie widziała żadnych znajomych twarzy...
Gdy tłum trochę się przerzedził, zobaczyła kilku, zakrytych maskami śmierciożerców. Zaklęcie ochronne rzucone na Norę musiało zostać przerwane, skoro się tu dostali. Wiedziała, że przybyli tu po Harry'ego. Nie mieli pojęcia, że ich przechytrzył i teraz mieszka w prawdopodobnie innej części świata. Gdyby nie obronne zaklęcia, już dawno ktoś dostałby czymś paskudnym. Pewnie ci, którzy nie zdążą uciec, będą przesłuchiwani. Nie może znaleźć się wśród nich. Wszyscy w Norze wiedzieli, że to kiedyś się wydarzy i prędzej czy później zostaną zaatakowani. Postanowili, że wtedy miejscem schronienia będzie dom Nimfadory Tonks. Domyśliła się, że prawdopodobnie Weasley'owie już tam dotarli i na nią czekają. Już miała się deportować, kiedy nad jej głową świsnęło zaklęcie. Gdy się odwróciła, ujrzała mężczyznę w czarnej pelerynie, który z kpiącym uśmieszkiem mierzył w nią długą różdżką. Już otwierał usta, ale nie wiedział z kim ma do czynienia.
- Expelliarmus! - krzyknęła Hermiona i rozbrojony czarodziej odleciał kilka metrów do tyłu, i wpadł na grupę innych śmierciożerców. Brunetka uśmiechnęła się z satysfakcją. Całkiem nieźle sobie radziła. Spoważniała gdy kolejne pociski przeleciały jej obok ucha. Musiała się schować pod jednym ze stołów, by ich uniknąć.
- Petrificus totalus! - machnęła różdżką z ukrycia i napastnik runął na barek, roztrzaskując kieliszki z winem i ognistą whiskey. Wyczołgała się ostrożnie i rozdygotanymi rękoma wyciągnęła z włosów kawałki szkła.
- Pomocy! Błagam, niech mi ktoś pomoże! - usłyszała znajomy głos i poczuła jak strach paraliżuje jej ciało. Zaraz potem adrenalina dodała jej sił i z prędkością geparda pobiegła w stronę, z której dobiegały krzyki. Gdy wybiegła na zewnątrz, zobaczyła w ogrodzie między kwiatami leżącą Ginny. Jej różdżkę trzymał przygniatający ją śmierciożerca. Pochylał się nad nią, unieruchamiając ręce i coś do niej mówił. Po jej policzkach płynęły łzy, ale nie poddawała się. Miotała się i szarpała, choć i tak nie miała szans z wielkim, silnym kolosem. Brunetka zakradła się najciszej jak mogła i ukryła za drzewem, czekając na odpowiedni moment. Gdy dzieliło ją od pary dosłownie kilka centymetrów, usłyszała gruby, nieprzyjemny głos:
- Gadaj gdzie Potter głupia dziewucho, jeśli ci życie miłe! - w odpowiedzi Ginny splunęła mu w twarz. Kiedy wymierzył jej siarczysty policzek, zaskoczyło to Hermionę tak bardzo, że odruchowo wciągnęła powietrze. Wycelowała różdżkę w tył jego głowy.
- Drętwota! - oszołomiony zaklęciem mężczyzna przetoczył się na podłogę obok roztrzęsionej przyjaciółki. Gryfonka pobiegła do niej, podała różdżkę i pomogła wstać. Po jej zielonej sukni właściwie niewiele zostało. Teraz wyglądała jak podarta, ubłocona szmatka trzymająca się na jednym, ocalałym ramiączku.
- Boże, Ginny! Nic ci nie jest? - trzymała ją mocno za ramiona, bojąc się, że blada jak ściana dziewczyna zaraz zemdleje.
- Bywało lepiej. On chciał wiedzieć... Harry... Ale nic mu nie powiedziałam - ledwo oddychała. Złapała się za czerwony policzek, na którym odbiła się wielka dłoń i wybuchła histerycznym płaczem.
- Tak mi przykro - Hermiona przytuliła ją mocno do siebie. Nie chciała jej opuścić, ale przypomniała sobie, że w namiocie grasuje banda niebezpiecznych typów i weselni goście. - Musisz stąd uciekać.
- Nie ma mowy! - spodziewała się takiej odpowiedzi, jednak nie mogła pozwolić, by Ginny poszła walczyć w tym stanie.
- To nie jest miejsce dla ciebie. Przekonałaś się na własnej skórze, że oni są zdolni do wszystkiego...
- A co z tobą? I jak się potem znajdziemy? - w piwnych oczach rudowłosej znów błysnął strach.
- Nie martw się o mnie, jakoś sobie poradzę. Już niedługo będzie po wszystkim - dodała otuchy jej i sobie, bo wcale nie była tego taka pewna.
- Nie daj się im - mało przekonana Ginny przytuliła ją krótko na pożegnanie i deportowała się z hukiem.
Świadomość, że jej przyjaciółka jest bezpieczna i nie musi się o nią martwić sprawiła, że ucisk w żołądku trochę się rozluźnił i odzyskała trzeźwość umysłu. Musi sprawdzić, czy ktoś jeszcze będzie potrzebował pomocy. Rozejrzała się sprawdzając, czy oprócz leżącego obok mężczyzny nie kręci się w pobliżu nikt podejrzany. Namiot, z którego początkowo wydobywały się krzyki, powoli cichł i co chwilę słyszała charakterystyczny dźwięk deportacji. Domyśliła się, że ludzie, którym nie udało się uciec są teraz przesłuchiwani i gdy odpowiadali na pytania o Wybrańca, mogli wrócić do domu. Miała nadzieję, że wśród nich nie znalazł się żaden Weasley. Może powinna się zakraść i się przekonać? Nim się nad tym zastanowiła, ktoś objął ramieniem jej szyję i zaczął dusić. Próbowała wydostać się z uchwytu i z wielkim trudem chwytała powietrze, ale był zbyt silny. Domyśliła się, że to ten Śmierciożerca, którego odurzyła i zupełnie o nim zapomniała. Nic nie widziała przez łzy, które całkowicie rozmyły obraz.
- Masz za swoje, ty mała suko - usłyszała nieprzyjemne charczenie przy uchu. Mocno wbiła paznokcie w jego skórę, ale on jeszcze bardziej zacisnął ramię i lekko uniósł ją w górę. Pomyślała, że to już koniec. Czeka ją głupia i bezsensowna śmierć przez nieuwagę.
Ciekawe co robią teraz jej rodzice?
Zamknęła oczy i powoli pochłaniał ją mrok...

        Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, a tak naprawdę trwało kilka sekund. Usłyszała wypowiedzenie nieznanego jej zaklęcia, odgłos uderzenia i przeraźliwy wrzask, a zaraz potem Śmierciożerca puścił Hermionę. Upadła na ziemię jak szmaciana lalka i odruchowo wciągnęła powietrze. Zakaszlała ochryple i złapała się za pulsujące bólem gardło. Nagły dopływ tlenu do płuc przywrócił jej nadzieję na przeżycie. Z wdzięcznością powitała wieczorny podmuch wiatru, który ochłodził jej twarz. Resztkami sił spróbowała zobaczyć co się stało, jednak przed jej oczami tańczyły czarne plamki, przysłaniające cały widok. Modliła się, by to wszystko okazało się tylko złym snem. Jej umysł znów wypełniła ciemność i powoli traciła świadomość.
Niczym piórko, unosiła się na plecach w zimnym oceanie. Spokojny szum fal ukoił jej zmysły, a woda łagodziła bolące miejsca. Nie było żadnego lądu ani innych ludzi - tylko ona i ocean. Widziała białe mewy, które radośnie trzepotały skrzydłami. Bicie serca Hermiony zsynchronizowało się z powolną pracą wody. Poddała się temu wszystkiemu bez oporu. Po długim czasie, a może po sekundzie Hermionie przyszło do głowy, że umarła. Nagle cały krajobraz zniknął, a zamiast niego pojawiła się przerażająca ciemność. Powracający, silny ból rozwiał jej wątpliwości, że nie żyje. W kolejnej chwili mrok przecięła oślepiająca smuga światła. W promieniach słońca ujrzała piękną, męską twarz. Mimo, że oślepiający blask prawie go zasłonił i nie widziała go dokładnie pomyślała, że ktoś tak cudowny musi być aniołem. Nachylał się nad nią i oceniał stan fizyczny. Wyciągnęła ku niemu rękę i delikatnie dotknęła jego policzka, jakby był zrobiony z kruchego szkła.
- Jesteś piękny - wyszeptała z trudem, gdyż męczył ją silny ból, jakby ktoś włożył jej do gardła rozgrzany do czerwoności pręt.
Anioł nie odpowiedział, tylko patrzył na dziewczynę skupiony i szeptał pod nosem coś niezrozumiałego. Chyba ją leczył, bo w uszkodzonym miejscu poczuła mrowienie, a zaraz potem ulgę. Powoli wyostrzały jej się zmysły i dostrzegła, że jego tęczówki są w kolorze stali. Mogłaby wpatrywać się w nie godzinami. Jednak to nie było jej dane, bo anioł chyba czymś wystraszony, naciągnął na głowę czarny kaptur i uciekł.
- Chyba ją znalazłem! - Usłyszała jakiś znajomy, odległy głos. Kolejny przywoływał ją po imieniu.
- Tutaj - wychrypiała. Mimo, że nic nie czuła, nie miała siły się podnieść. Ktoś uniósł Hermionę w powietrze. Nagle wszystko znikło i ucichło, poczuła charakterystyczne szarpnięcie w pępku i chwilę później znalazła się w jakimś pomieszczeniu pełnym ludzi. Brunetka uniosła głowę do góry, by ich rozpoznać.
- profesorze Lupin! -  Powitała z ulgą mężczyznę, który ją niósł. Położył dziewczynę na miękkiej kanapie, a wokół niej natychmiast zgromadziła się cała rodzina Weasley'ów. Wreszcie mogła zobaczyć znajome twarze.
- Hermiono! - Rzuciła się ku niej Ginny i zarzuciła jej ręce na szyję. - Tak się baliśmy. Nie powinnam zostawiać cię samej. Już myślałam, że możesz...
- Mówiłam ci, że wszystko będzie dobrze - poklepała ją pocieszająco po plecach.
- Jak się czujesz? - zapytał pan Weasley.
- Teraz już dobrze - uśmiechnęła się na potwierdzenie swoich słów. - Tak mi przykro, pani Weasley. To wesele tyle dla pani znaczyło, a oni tak po prostu je zniszczyli...
- Nie przejmuj się, kochana. Najważniejsze, że wszyscy są cali i zdrowi - uśmiechnęła się do niej smutno i dziewczyna pożałowała, że w ogóle się odezwała.
- Śmierciożercy wyrządzili duże szkody? - dłużej nie mogła wytrzymać uciążliwej niepewności.
- Jeszcze nie wiemy. Lupin i Tonks wrócili do namiotu, by to sprawdzić - ktoś odpowiedział. Nie widziała nic przez rude włosy, które opadły jej na twarz, gdy przyjaciółka ją ściskała. W końcu odsunęła się od brunetki.
- Chcę wiedzieć, kto jeszcze ucierpiał - powiedziała stanowczo i kiedy wszyscy kiwnęli głową, wiedziała, że dotrzymają słowa.
- Sama omal nie zginęłaś, a mimo to martwisz się o innych - w głosie Molly pojawiła się pretensja i jednocześnie rozbawienie.
- Naprawdę nas wystraszyłaś. Już mieliśmy cię szukać, ale Lupin zaoferował swoją pomoc. Czekaliśmy i modliliśmy się, żebyś wróciła cała i zdrowa. Na szczęście tak właśnie było - Ginny opowiadała prawie szeptem, co chwilę ocierając łzy.
- Cała ja - westchnęła Hermiona.
- Właśnie. Cała ty - wszyscy zareagowali słabym uśmiechem i atmosfera trochę się rozluźniła.
- Już dość na dziś! Dajcie jej trochę przestrzeni, potrzebuje teraz odpoczynku! - przepchnęła się przez tłum pani Weasley i podała brunetce kubek herbaty z miodem i cytryną. - Musisz być przemarznięta. Wypij to i się prześpij. Zawołaj mnie jak będziesz czegoś potrzebować - opiekuńczo okryła ją kocem i wyszła ze wszystkimi, zamykając za sobą drzwi.

        Oczywiście nie mogła zasnąć. Gryfonka czuła ogromną wdzięczność wobec pani Weasley, jednak ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała była samotność. Automatycznie podskakiwała, słysząc nawet najcichszy dźwięk. Mimo, że nic nie czuła, ujrzała na swojej szyi wielkie, szpetne siniaki. Dzisiejsza noc zdawała się być kolejnym koszmarem i tylko fioletowe odciski palców przypominały jej, że to nieprawda. Leżała, patrząc się w ścianę i rozmyślając o tym, co wydarzyło się dzisiejszej nocy, Zastanawiała się, czy ktoś rzeczywiście mógł ją uratować, czy może to tylko wytwór jej wyobraźni. W końcu otarła się o śmierć i mogła go sobie wymyślić. Musiała się tego dowiedzieć, bo twarz wciąż nawiedzała myśli Hermiony, jakby domagając się jej uwagi. Chciałaby o tym z kimś porozmawiać. Znów pomyślała o Harrym i Ronie i o tym jak dobrze by było mieć ich teraz przy sobie. Nie spodziewała się, że mimo ogromu wiedzy, bez przyjaciół stanie się taka bezsilna i słaba. Nie podobało jej się to, ale zdała sobie sprawę z tego, że to nie siła i mądrość, a najbliżsi czynią z niej niezniszczalną i pewną siebie czarownicę. To dzięki nim znalazła w sobie tyle zalet i atutów. Gdyby nie nikogo nie poznała, prawdopodobnie byłaby jedną z tych strachliwych, szarych myszek. Owszem, bała się wielu rzeczy, jednak walczyła ze swoim lękiem. Niczego tak bardzo nie pragnęła w tej chwili jak podziękować wszystkim, którzy pomogli oszlifować jej charakter. Szczerze wierzyła, że jeszcze będzie miała na to okazję.
Całą noc nawet na chwilę nie zmrużyła oka. Nie miała odwagi spojrzeć na swoje odbicie w małym lusterku obok zegara. Domyślała się, że wyglądała okropnie i nie potrzebowała się w tym utwierdzać. Zamiast tego wpatrywała się w okno naprzeciwko, za którym padał siarczysty deszcz i powtarzała w myślach zaklęcia z Transumatcji. Przerwało jej skrzypienie otwieranych drzwi.
- Wszystko w porządku, Hermiono? - Zapytał Kingsley Shacklebolt, starając się nie patrzeć na szyję dziewczyny. Cóż za głupie pytanie! Przed kilkoma godzinami została zaatakowana przez Śmierciożercę i ledwo uszła z życiem!
- Jest cudownie - jej słowa ociekały sarkazmem, ale nie mogła się powstrzymać.
- Niestety mamy bardzo mało czasu, więc musimy się sprężać. Czeka mnie naprawdę dużo pracy w Zakonie, a ty powinnaś odpoczywać.
- W takim razie proszę mówić.
- Podobno chciałaś wiedzieć, czy jeszcze ktoś ucierpiał. Na szczęście nie ponieśliśmy żadnych strat w ludziach. Zaraz potem gdy tu dotarłaś, Lupin i Tonks wrócili do namiotu i nikogo nie zastali. Śmierciożercy przepytywali gości, ale uciekli gdy się zorientowali, że nie znajdą tam Harry'ego.
- Może tym razem nikomu nic się nie stało, ale to na pewno nie był ostatni raz i ktoś w końcu zapłaci życiem - zadrżała, gdy wyobraziła sobie bezwładne ciała niewinnych ludzi.
- Nie myśl, że nie zdaję sobie z tego sprawy. Jednak nie po to tu przyszedłem.
- A więc dlaczego? - zapytała wdzięczna, że skończą rozmawiać o tych okropnych rzeczach.
- Panna Weasley opowiedziała mi co się stało. Mimo, że nikt cię do tego nie przygotowywał, podczas ataku wykazałaś się odwagą i trzeźwością umysłu godną podziwu. Właśnie dlatego postanowiłem, żebyś dołączyła do Zakonu Feniksa.
- Ja?! - propozycja podziałała na nią jak dopalacz i zerwała się z sofy rozpromieniona.
- Skończyłaś siedemnaście lat i nie znam mądrzejszej czarownicy od ciebie. Nie widzę żadnych przeciwwskazań. Jeżeli ty również nie masz nic przeciwko, od dziś zostaniesz najmłodszym, oficjalnym członkiem Zakonu Feniksa.
Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze kilka dni temu narzekała na swoją bezradność i bezużyteczność. Teraz w końcu nie będzie skazana na bezczynność i zrobi coś pożytecznego! Poza tym, nikt od czasu Dumbledora nie dołączył do tego stowarzyszenia.
- To dla mnie ogromny zaszczyt - odparła zgodnie z prawdą. Starała się nie krzyczeć i nie skakać z radości, co było ogromnym wyczynem.
- Skoro już jesteś jedną z nas, musisz poznać kilka zasad i ściśle tajnych informacji. Poza tym chcę powierzyć ci jedną z najważniejszych misji i tylko ty możesz ją wykonać.
Hermiona trochę się przestraszyła tonu mężczyzny. Podkreślał nim powagę zadania, które miała wykonać. Jednak nie dała tego po sobie poznać i zachowała kamienną twarz. Nieważne, jak trudna będzie misja, za nic z niej nie zrezygnuje. W końcu tego właśnie chciała, prawda? Musi udowodnić innym i samej sobie, że jest godna miana Gryfonki.
Całą siłą woli zmusiła się, by nie zwymiotować na świeżo wypastowane buty pana Shacklebolta, gdy usłyszała co ją czeka.

7 komentarzy:

  1. Wow!
    Bardzo fajny rozdział.Lekko się go czytało.
    Zaintrygowałaś mnie. Ktoś wcześniej uratował Hermionę? Czyżby to był Malfoy?
    Hermiona w Zakonie Feniksa? Co to za misja?
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, ale kobieto czemu ty musisz kończyć w takich momentach!? -,- xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe kto uratował Hermionę ;3
    Już kocham to opowiadanie
    Serio! *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział! Z niecierpliwością czekam na więcej;) Uwielbiam taką Hermionę - odważną i zdecydowaną. Pozdrawiam cieplutko:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe co takiego Hermiona będzie musiała zrobić :)
    Czyżby coś z Draco? Moim zdaniem jeśli nie bezpośrednio, pośrednio coś ją do niego doprowadzi :)
    Pozdrawiam,
    Lena
    milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział bardzo fajny, już nie mogę sie doczekać tej jej misji;) bardzo mnie intryguje co dzieje się z Harrym i Ronem! No ale nic z cierpliwościa będę czekać i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Draco ją uratował, ja to wiem ;3 Jestem ciekawa tej misji !

    OdpowiedzUsuń